Filia sowdepii, ugruntowana w Warszawie, jest oczywiście rządowi bolszewickiemu na to potrzeba, aby rozpalić pożar komunistyczny w środku Europy, a co za tym idzie nad Dunajem i Sprewą, nad Loarą i Tamizą.
Ten plan rządu bolszewickiego jest już dzisiaj zupełnie jasny, jasny jak słońce, choć tak ponurych pełen cieni. Jeśli się sprawdzi wiadomość dzisiejsza, wedle której rząd bolszewicki pragnie rozpocząć rokowania z Polską dopiero w dniu 30 lipca, to ta zwłoka ma swe źródło, swą przyczynę niewątpliwie w tym właśnie planie. Bolszewicy ufają, że do pięciu dni pomoc koalicji dla Polski nie nadejdzie – jeśli w ogóle nadejdzie! Przez te pięć dni ufają w niepowstrzymany pęd swej ofensywy północnej i południowej. Starają się iść naprzód bez taborów, bez zabezpieczeń, bez odpoczynku – byle naprzód! Są to wyścigi o Warszawę. Jeśli do niej podejdą przez ciąg dni pięciu, to rozpoczną już – jak ufają – za pięć dni rokowanie nie z prawdziwą Polską, ale z filią sowdepii!
Rachuba ta szalona, ale nie bez przykładu i metody. Rachują na apatię społeczeństwa polskiego, na brak zapału polskiego chłopa, na zmęczenie polskich miast, na naszą wewnętrzną niezgodę, bezład, rezygnację. Wszak te same wady rosyjskiego „burżuazyjnego” społeczeństwa oddały im już raz rządy w rękę, rządy nad olbrzymim terytorium, bo „od Niemna – do Chiwy” sięgającym. Ten swój triumf pragną obecnie wznowić u nas, ale da Bóg, przerachują się najzupełniej.
Wieść wkroczenia wojsk bolszewickich na terytorium Królestwa i Galicji, uczyni z pewnością zarówno w państwach koalicyjnych jak i w całej Polsce wrażenie tak wstrząsające, że musi wywołać zarówno przyspieszenie posiłków koalicyjnych jak i konsolidacji naszej armii, następującej dotychczas krok za krokiem naporowi bolszewickiemu. Bolszewicy grają grę strategiczną jak najbardziej ryzykowaną i wystarczy jedno niepowodzenie, aby warunki militarne zmieniły się na ich klęskę. Dnie najbliższe powinny zaś właśnie przynieść i uwidocznić rezultaty trwającego w ostatnich tygodniach ruchu ochotniczego, a tym samym stworzyć równowagę na froncie strategii bolszewickiej samobójczą. Jeśli zaś bolszewicy liczą na sympatię dla idei swojej po miastach i wsiach polskich, to wiadomo jak olbrzymia większość naszego społeczeństwa nie tylko tych sympatii nie żywi, ale dla bolszewizmu ma wprost obrzydzenie i nienawiść. Wejście bolszewików w granice Polski, to dzwonienie na alarm dla Europy, ale zarazem to hasło do rozwinięcia u nas tej energii, ofiarności i siły, których nawet drobna cząstka już by wystarczyła, aby ich szalony pochód naprzód przemienił się w bezładny i rozpaczliwy odwrót. Co przyszłość przyniesie nikomu nie wiadomo, ale to pewne, ze jeśli sami nie popadniemy w niecierpliwość, brak odwagi i apatię, to dotychczasowe sukcesy bolszewickie okażą się zmorą senną, groźną i duszącą, ale rychło przemijającą, jak każda zmora.
Filia sowdepii, „Czas” 28 VII 1920, nr 176