W każdym razie wynika nawet i z tego streszczenia: 1) że sowiety odrzucają stanowczo wszelką interwencję Anglii i Ligi narodów (traktując Anglię niema grubiańsko i posądzając ja o chęć aneksji niektórych części Rosji) 2) że żądają bezpośrednich rokowań Polski z Rosją (czemu za wpływem angielskim uczyniła Polska zadość); 3) że odrzucają prowadzenie pertraktacji w Londynie; 4) że nie chcą łączyć pokoju z Litwą, Łotwą i Finlandia z kwestią pokoju z Polską 5) że żądają poddania się jenerała Wrangla na warunkach amnestii 6) że wreszcie żądają odłączenie kwestii rokowań handlowych Anglii z Krasinem od tych „nowych i obcych elementów”, jakimi są sprawy polskie. Nic więcej.
Co do punktu drugiego tj. co do stanowisk sowietów w sprawie polskiej, to streszczenie przynosi wprawdzie wiadomość jakoby sowiety gotowe były przyznać Polsce korzystniejsze granice, aniżeli je pragnęła przyznać Rada Najwyższa (w grudniu 1919), ale oczywiście ta ich gotowość jest z pewnością bardzo zawarunkowana. Choć streszczenie noty tego warunkowania nie podaje, można niemal na pewno przewidywać, że domniemanym warunkiem będzie wprowadzenie sowieckich rządów do Polski. Tego rodzaju obietnice niejednokrotnie już z Moskwy do nas dochodziły, a przedwczorajsza mowa Lloyda Georg’a, w której tłumaczył parlamentowi angielskiemu, że Polska ma rząd szczerze demokratyczny i że niedopuszczalną jest rzeczą, aby jedno państwo narzucało drugiemu ustrój wewnętrzny, zdaje się być jasnym komentarzem do tego niejasnego ustępu o ewentualnej szczodrobliwości rządu sowieckiego wobec Polski.
Na notę tak sformułowaną odpowiedział nasz wielkobrytyjski sprzymierzeniec z jak największym zasobem tolerancji, cierpliwości i flegmy, a nam poradził, czy nakazał – jak kto woli – wysłać bezpośrednio propozycję pokojową do Moskwy. Dalej już Anglia a wraz z nią Polska w ustępliwości ani jednego kroku pójść nie mogła, a tym samym rzecz stanęła na samym krańcu zaostrzenia. Jedno słowo bolszewików – a sytuacja przeważy się ku pokojowi. Albo – ku wojnie!
Za wcześnie jest w tej chwili jeszcze orzec, którą z dwóch ewentualności uważalibyśmy dla Polski za korzystniejszą. Pokój z bolszewikami, który by nas doprowadził do utraty Wilna i Białorusi, Wołynia i Galicji wschodniej byłby rzeczą tak potworna, że odczuty by został przez cały naród jako bezbrzeżna klęska, jakkolwiekby nawet był zawarty pod naciskiem i za zgodą angielską. Od tego pokoju lepszą byłaby wojna, choćby nawet nie były prawdziwymi wiadomości, że koalicja gotowa przyjść z „wszelką pomocą”.
Nie mamy dotychczas żadnych wskazówek jakie stanowisko zajmie rząd bolszewicki wobec propozycji zawieszenia broni zaproponowanej przez rząd polski. Mogą zajść jednak tylko dwie ewentualności. Albo propozycja nie zostanie uwzględniona (pod tym pretekstem), a wojska sowieckie będą dążyć i nadal do wkroczenia na terytorium etnograficznej Polski tj. do przełamania linii Niemna i Bugu. Albo też dostaniemy na propozycję odpowiedź potakującą, a operacje wojenne zostaną wstrzymane, przynajmniej na linii Bugu i Niemna.
Pierwsza ewentualność, chociaż niesie ze sobą dalszą wojnę, niemniej może zapewnić dla nas wielkie korzyści, bo dalsza wojna byłaby już prowadzoną niewątpliwie z wydatną pomocą Anglii i Francji. Druga ewentualność może nam przynieść poważne niebezpieczeństwa, zwłaszcza gdyby przed udzieleniem odpowiedzi bolszewickiej wschodnia Galicja została choć częściowo przez oddziały Budionnego zalana. W pierwszym wypadku przyszłość nasza będzie przede wszystkim w ręku armii, w drugim raczej w ręku dyplomacji naszej, która zaiste herkulesowe będzie miała przed sobą zadania. Od odpowiedzi bolszewickiej a nie od nas zależy w tej chwili wybór, na którą stronę padną losy!
I w jednym i w drugim wypadku położenie nasze będzie należało do najcięższych w dziejach i nie będzie godnym zazdrości. I w jednym i w drugim wypadku rząd nasz będzie mógł liczyć wtedy tylko na pewien sukces lub na uniknięcie wprost zabójczych dla narodu rozstrzygnięć, jeśli będzie miał za sobą ogólne poparcie i zgodę stronnictw. To co się dzieje w Warszawie przy utworzeniu koalicyjnego gabinetu, rodzącego się z takim trudem i takimi przeszkodami ze strony dwóch skrajnych skrzydeł: narodowo-demokratycznego i socjalistycznego, stanowi niewątpliwie fatalne preludium do stworzenia tej potrzebnej harmonii. Jeśli jeszcze i w takiej chwili jedno i drugie skrzydło wysuwa wciąż nowe kandydatury, obala raz osiągniętą zgodę, zasłania się co raz to nowymi pretekstami i kwestiami osobistymi, byle tylko nie zasiąść do wspólnej pracy ze znienawidzonym przeciwnikiem, to o instynkcie politycznym polskim musi powziąć zagranica jak najujemniejszą opinię , a sowiety o naszej działalności do wewnętrznego rozstroju jak najbardziej pochlebną. Gdy zaś zważymy, że dzieje się to wszystko przy akompaniamencie jak najgórniejszych haseł patriotycznych i zaklęć o ratowanie ojczyzny, to do uczucia smutku chwilami bezbrzeżnego, musi także przyłączyć się uczucie goryczy i obrzydzenia do tej mowy i do tego języka co w tak okropnej niezgodzie pozostaje i z uczuciem i z myślą!
„Czas” 25 VII 1920, nr 174.