Tak jest! Pragniemy pokoju gorąco, szczerze i bezwzględnie – i ani jedna partia polityczna nie pcha u nas do wojny. Jeśli na Zachodzie są odmienne mniemania rozpowszechnione i jeśli ślą nam stamtąd oparte na innym założeniu przestrogi, to mniemania i założenia są najzupełniej z prawdą niezgodne
Ale do osiągnięcia pokoju dwóch stron potrzeba i nasza wola pokojowa sama jedna nie wystarczy. Zachodzi zaś pytanie, czy bolszewicy są przeciwnikiem, z którym zawarcie pokoju jest rzeczą możliwą. Naprzód dlatego, ze nie wiemy, czy wolę taką mają, skoro warunku przez nich postawione godzą w zasadę niepodległości państwa polskiego, a tym samym mają na celu kapitulację i podbój, ale nie zawarcie umowy. Przypuściwszy zaś nawet jednak, że warunku te są dzisiaj anachronizmem i że bolszewicy wysuną za parę dni inne, dużo skromniejsze – nawet i wtedy zachodzi pytanie, czy oni są istotnie zdolni do zawarcie pokoju ze względu na swój stosunek do Zachodu i do społeczeństwa rosyjskiego.
Powiadamy: zachodzi wątpliwość. Wątpliwość tę rozstrzygają Włochy i Anglia w duchu twierdzącym, uznawszy rząd bolszewicki za legalną reprezentację społeczeństwa rosyjskiego i oświadczając gotowość prowadzenia z nim gospodarczych na razie rokować. Ale Ameryka i Francja, a także cały szereg innych państw rozstrzyga tę wątpliwość negatywnie, uznając rząd bolszewicki za uzurpatora, za twór przejściowy, za organ, który Rosję gwałci, ale jej nie posiada – i którego dni panowania są policzone. Zachodzi wielka możliwość – znaczna część Rosjan wyraża nawet co do tego prawie pewność – iż wypadki nad Wisłą wstrząsną rządem bolszewickim tak silnie, iż rozsypie się on w gruzy. Niemal niepodobna przypuszczać, aby pogrom krasnej armii, z której bodaj tylko niedobitki ujdą za Berezynę czy Dniepr nie odbił się istotnie echem nad Newą, Moskwą i Wołgą. Historia nie zna jeszcze ani jednego przykładu takiej klęski wojennej, aby nie sprowadziła rewolucji wewnętrznej i nie skończył się upadkiem winowajcy. Miałożby społeczeństwo rosyjskie tworzyć wyjątek, miałożby istotnie być szczytem indolencji, apatii i tchórzostwa, którego nawet taka sposobność nie zachęci do czynnego wystąpienia? Tego nie wiemy, to okażą dopiero najbliższe nam tygodnie! W każdym razie jeśli mamy zawierać pokój, to tylko z rządem ustalonym, choćby nawet bolszewickim, ale co najmniej mającym w garści własny swój naród i co najmniej uznanym przez najważniejsze państwa koalicji. Pokój z innym rządem jest chyba wykluczony, bo znamieniem pokoju jest trwałość i gwarancja dotrzymania – tych znamion w dzisiejszych warunkach rząd bolszewicki zapewnić nam nie może.
Dlatego też wątpimy bardzo, czy chwila obecna przynosi nam istotnie taką sytuację, aby się mógł trwały jakiś pokój z Rosją narodzić. Uznanie bolszewików przez wszystkie państwa koalicyjne i przetrwanie przez nich klęski w Polsce stworzyłoby oczywiście taką sytuację od razu. Ale i jeden i drugi fakt przedstawiają się jako możliwość co najmniej problematyczna!
W każdym razie jeśli nie trwały pokój, to na razie czeka nas ewentualność zawarcia rozejmu z dzisiejszymi władzami Rosji, a ta konieczność nie jest już problematyczna, ale realna. W przeciwstawieniu do pokoju, rozejm może być zawarty z każdym przeciwnikiem, choćby jego pozycja międzynarodowa i wewnętrzna były kruche. Warunki zaś rozejmu, choć nie mają tak wielkiego znaczenia jak warunki pokoju, są jednak również znacznej doniosłości, bo mogą stanowić w niejednym kierunku ważny precedens. Jakież mamy postawić warunki rozejmowe?
Jesteśmy chyba wszyscy zgodni, że mimo naszych trudnych warunków to: 1) uznanie przez bolszewików absolutnej naszej niepodległości, a tym samym hands off co do wszystkich spraw Polski wewnętrznych i zewnętrznych 2) nadto zaś przyznanie nam takiej granicy wschodniej, aby objęła ziemie o przeważnie polskiej ludności i kulturze, przy czym wschodnia Galicja (choć etnograficznie mieszana) musi nadal polską ziemią pozostać. Ukształtowanie tej wschodniej granicy w jej szczegółach musi być postanowione układem, przy czym i względy militarnego bezpieczeństwa muszą być wzięte pod uwagę. W żadnym bowiem razie nie możemy zapomnieć o istnieniu polskich powiatów poza Bugiem i Niemnem, ani nie możemy pozostawić odsłoniętej przy każdym napadzie kilkuset kilometrowej, niepodobnej do stałego strzeżenia granicy państwowej.
Oba powyższe warunki nie trudno będzie postawić i obronić z pomocą mocarstw koalicyjnych – może tylko co do wschodniej Galicji będzie mieć Anglia koncepcję inną i sprzyjać jakiemuś szkodliwemu dla nas rozwiązaniu np. prowizorycznego przyznania Polsce mandatu administracji. Nasze stanowisko w tej kwestii, zwłaszcza gdy stajemy na stanowisku rozejmy, będzie jednak do obrony względnie łatwe, a nawet większego oporu rządu bolszewickiego trudno przewidzieć. Inaczej ma się rzecz jednak z trzecim warunkiem!
Godząc się bowiem na to, że granice państwa polskiego pokrywają się od strony wschodu z linią etnograficzną (z powyżej zaznaczonymi korekturami) trzeba również pamiętać, że nierozwiązaną zostaje przez to kwestia tak zwanych ziem kresowych, pod względem narodowym mieszanych, a do etnograficznej Rosji nie mogących być zaliczonymi żadna miarą. Gdybyśmy nawet stanęli na stanowisku, że narodowości ukraińskiej nie ma i że Rosja a Ukraina to jedno, to przecież ziemie litewsko-białoruskie nie mogą być już traktowane żadną miarą jako rosyjskie. Przypuściwszy nawet, ze Europa i Ameryka żądać będą, abyśmy już przy rozejmie ogłosili nasze désintéressement co do Ukrainy, jako własności Rosji czyż podobna przyjąć, aby nas zmuszały wydać na łup dzikim hordom tatarsko-kirgiskim, krwawym czerezwyczajkom, zrusyfikowanym żydowskim komunistom, a więc żywiołom obcym i barbarzyńskim – krajów, leżących między Niemnem i Bugiem a Dnieprem, krajów o ludności i kulturze z Rosją prawie, że nic wspólnego nie mających? Czyż mogą nawet od nas zażądać, abyśmy się nie dopominali zapewnienia dla tych krajów gwarancji ładu prawa i bezkrwawego spokoju, poszanowania własności i życia, wiary i języka? Los przyszły tych krajów jest niepewny, ale to przecież powinno być pewnie nawet dla Anglii, Ameryki i Francji, ze niepodobna, aby tam szerzyła się rzeź i rozbój, jako środek ustalenia ich przyszłości!
Do aneksji ziem tych nie rościła sobie Polska dzisiejsza pretensji – pomimo innych legend, jakie krążą na rachunek polskiego aneksjonizmu i imperializmu na Zachodzie. Nie umieliśmy widocznie naszego stanowiska dostatecznie uzasadnić i spopularyzować zagranicą. Dziś przy zawieraniu rozejmu trzeba też jasno i szczerze już nie mówić, ale wołać, że nie myślimy absolutnie o przyłączeniu ziem tych do Polski, ale nie możemy patrzeć bezczynnie na rzezie, pożary i zgliszcza, które tam obecnie grożą, a są hańbą Europy i zachodniej cywilizacji. I musimy wszystko zrobić, co w naszej mocy leży, aby tym zgliszczom i rzeziom położyć koniec, zanim ostateczny los tych ziem zostanie rozstrzygnięty.
Nie przesądzając pytania, czy one istotnie zostaną z czasem oddane na powrót we władanie Wszech-Rosji (tak na tej przestrzeni stosunkowo świeże i mało historyczne!), czy tez stworzony z nich będzie jakiś osobny organizm państwowy – co by nam wydawało się nam ze wszechmiar rzeczą słuszniejszą – otóż nie przesądzając tego pytania, powinniśmy już teraz wysunąć postulat, aby rozejm zabezpieczył tym ziemiom ład, spokój, prawo.
Prawda, że do polskiej administracji panuje na Zachodzie nieufność, jako do precedensu na przyszłość – ale nie może chyba zostać tam odrzucona myśl oddania tych ziem na cały czas rozejmu to jest aż do ostatecznego uporządkowania stosunków Wschodu w jakąś bezstronną międzynarodową administracje? Z taką też myślą powinna Polska przy rokowaniach rozejmowych wystąpić. Istnieje Lina narodów, mogą być też stworzone inne sposoby sprawowania na tych nieszczęśliwych, krwią i łzami przesiąkniętych ziemiach, tymczasowego zwierzchnictwa, zanim Europa sprawę przyszłej Rosji i jej granic zadecyduje. Postawienie takiego rozejmowego warunku bolszewickiej Rosji i uzyskanie dla niego aprobaty Europy, uważamy też za polityczną i moralną konieczność. Na odwrót rzucenie tych ziem na pastwę anarchii i bolszewickiego rewolweru byłoby moralną hańbą a politycznym błędem, aby nie użyć silniejszego słowa: zbrodnią. Mówimy zaś tylko o warunkach rozejmu, bo przy ewentualnym pokoju będzie wówczas czas rozwinąć starania, aby zupełnie odrębna swoistość tych ziem, pod względem narodowym mieszanych, pod względem kulturalnym zbliżonych do Zachodu Europy, znalazła swój zgodny z wolą większości mieszkańców wyraz.
„Czas” 27 sierpnia 1920, nr 204, s.1.