Po stu dwudziestu latach przerwy powraca Wilno znowu do łączności z Koroną – a wraz z nim, miejmy nadzieję, powraca cała Litwa. Jeżeli ta nadzieja się sprawdzi można będzie wróżyć wyswobodzonej Polsce odzyskanie chwały i potęgi państwowej w całej pełni.
Wprawdzie bowiem na drodze ku odzyskaniu dawnej historycznej granicy na wschodzie jest zajęcie Wilna dopiero pierwszym krokiem, ale mamy wszyscy świadomość, że poprzestać na nim nie można. Jeżeli ten wysiłek ma mieć istotnie trwałość i ma mieć jakikolwiek cel polityczny i strategiczny, to nie jako zakończenie, ale jako początek naszej akcji na Wschodzie należy go rozważać. Wilno, niezabezpieczone przez odparcie najazdu bolszewickiego poza Dniepr, nie miałoby dla państwa polskiego donioślejszej wartości. Tylko wyciągnięcie silnej linii strategicznej ponad Dnieprem oznacza dla nas restaurację dawnej Rzeczypospolitej, oznacza powrót Litwy do łączności z Koroną.
Powrót Litwy! Wcześniej niż sądziliśmy, występują przed nowo wskrzeszonym państwem polskim te same problemy i te same trudności jakie występują przed państwem Jagiellonów i Wazów. Kwestia naszego stosunku do ziem litewskich, których odzyskanie staje się obecnie politycznie i wojskowo rzeczą możliwą, jest jedną z tych kwestii, jakie rozwiązać będziemy musieli na nowo, oby w nawiązaniu do świetnych tradycji przewodniczących polityce Jagiellonów!
Ziemie litewskie są całością pod względem politycznym, historycznym i etnograficznym tak od rdzennej Polski odrębną, że ktokolwiek pragnie połączenia tych ziem w całości – a nie tylko jakiegoś dowolnie wykrojonego ich kawałka – z państwem polskim, musi się z tą odrębnością poważnie liczyć. Broniliśmy wielokrotnie w naszym piśmie w ciągu wojny zdania (np. w numerze 410 ubiegłego roku), że nie jest rzeczą dla Polski pożądaną, aby dążyć do „rozbioru Litwy”; choćby nawet w skutek dokonania takiego rozbioru miała pewna część Litwy, silniej przesycona żywiołem polskim, zostać do Polski wcieloną. Takie rozwiązanie sprawy litewskiej można zrozumieć tylko jako narzuconą nam przez wypadki konieczność. Ale nie jako cel, który sami sobie mamy wytknąć.
Rozwiązanie takie stwarzałoby bowiem obok Polski małe państewko, złożone z etnograficznej Litwy, do życia samoistnego niezdolne: zaś ogromną część Litwy białoruskiej oddawałoby ono na powrót Rosji. Element polski zarówno na owej Litwie litewsko-żmudzkiej, jaki i białoruskiej byłby narażony tym samym na zgubę, a polską część Litwy, która by w naszym ręku została, trzymalibyśmy nader niepewnie i słabo. Stan taki – dla Litwy, jako całości nieznośny –wytworzyłby wcześniej, czy później usiłowania, aby go usunąć. A ty samym stworzyłby na owej Litwie irredentę przeciwko nam wymierzoną, a kto wie, do którego z naszych sąsiadów całą swą siłą ciążącą?
Tak daleko korzystniejszym, daleko etyczniejszym i daleko łatwiej osiągalnym jest dla nas inne rozwiązanie: uszanowanie historycznej jedności Litwy i powrót do Jagiellońskiej federacji. Jest naprzód to hasło etyczniejszym: nie prowadzi do „rozbioru Litwy”, który ze stanowiska polskiego musimy potępić i którego nie powinniśmy – nawet za cenę udziału w zysku – popierać. Jest korzystniejszy, bo nie naraża na zgubę miliona lub może więcej żywiołu polskiego orz tak znakomitego polskiego dorobku kulturalnego na terytoriach które byśmy oddali Rosji, czy litewskiemu państewku. Jest wreszcie łatwiej osiągalne, bo wytłumaczyć koalicji aneksję choćby i części Litwy, byłoby rzeczą niełatwą; natomiast nadanie całej Litwie samodzielności politycznej, opartej na związku z Polska, znajdzie wszędzie pełne zrozumienie i uznanie. Jeżeli co, to takie rozwiązanie nie naraża nas na zarzut imperializmu. Jeżeli co, to takie rozwiązanie da się konsekwentnie pogodzić z zasadą etnograficzną, tak miłą Wilsonowi i z naszymi dążeniami na zachodzie, na Śląsku i w Prusach.
Opinia polska za mało się dotychczas zajmowała kwestią przyszłego rozwiązania sprawy litewskiej. Również i rząd, przywalony natłokiem innych spraw, okazał pod tym względem mało inicjatywy. I rząd i opinia zachowały się w szczególności zupełnie apatycznie w stosunku do rzuconego z Paryża (z Komitetu narodowego) projektu podzielenia Litwy na część polską, litewską i rosyjską. A chociaż ani jeden czynnik ani drugi projektu tego wyraźnie nie akceptował, to wysunięcia z kraju innego pozytywnego programu dotąd brakło. Tymczasem czas nagli! Po załatwieniu kwestii zachodniej granicy, która, jak z wszystkiego widać, jest już rzeczą przesądzona, zbliża się obecnie kolej na kwestię granicy wschodniej. Jeżeli kwestia ta ma być dla nas korzystniej załatwiona, a określiliśmy powyżej, jakie rozwiązana uważamy za najbardziej korzystne, to trzeba stworzyć dwa warunku. Pierwszym z nich byłyby militarne fakty, świadczące, że jesteśmy zdolni do obrony Litwy przed bolszewizmem. Drugim jest umożliwienie politycznych przesłanek, które by doprowadziły do wskrzeszenia Litwy historycznej, jako państwa w związku z Polską. W epoce, gdy taką wagę – rzeczywiście czy pozornie – przykłada dyplomacja do woli ludów i dąży do zapewnienia każdemu narodowi własnego rozwoju, to taką z naszej strony polityczną przesłanką jest tylko podniesienie hasła równi z równymi, wolni z wolnymi. Szczera i szybka afirmacja tego odwiecznego naszego hasła zarówno na arenie wszechświatowej w Paryżu jak na terenie lokalnym w Wilnie czy Kownie – oto co powinno towarzyszyć wiadomości o wkraczających zwycięsko oddziałach Polskich do Giedyminowej stolicy.
Tę myśl tak bardzo odpowiadającą zarówno tradycji polskiej jak i najszerzej pojętemu polskiemu interesowi, rzucamy pod rozwagę naszych kół kierujących.
„Czas” 24 IV 1919, nr 106, s.1.