Na północ bowiem od Borysowa front polski odginał się ku wschodowi, by poza Leplem dojść do Dźwiny, a na południu od Bobrojska opuszczał Berezynę dolną kierując się Ptyczką ku Prypeci. W tym ostatnim punkcie sytuacja naprawioną została z początkiem 1920 r. przez zwycięstwo gen. Sikorskiego pod Mozyrzem i przecięcie linii kolejowej, łączącej rosyjski front północny z południowym. W następstwie tego w czasie kwietniowej ofensywy na Ukrainie grupa gen. Sikorskiego dotrzeć mogła do Dniepru i dalej o Berezyny, opanowując przez to ważny przyczółek mostowy w Rzeczycy, zamykając ostatecznie bramę wpadową bolszewików na Polesiu, a otwierając ją dla armii polskiej do wypadu na Homel. Ważność zwycięstwo mozyrskiego można dopiero ocenić w świetle obecnej ofensywy bolszewickiej. Front białoruski był na swym prawym skrzydle w zupełności zabezpieczony i mógł tym śmielej opanować statki na centrum. Bez posiadania Mosyrza utrzymania linii Berezyny byłoby dla armii polskiej ogromnie utrudnione, jeśli nawet uniemożliwione.
Analogicznym zabezpieczeniem mogło być od północy odzyskanie Dynenburgu i Inflant polskich. Można było stąd każdej chwili flankować atak rosyjski wychodzący z Połocka i grożąc zajęciem tego węzła nie dopuścić do żadnych poważniejszych przedsięwzięć na lewym brzegu Dźwiny. Na skutek układów z Łotyszami wojska polskie, wyjąwszy małe załogi przyczółku mostowego Kałkuny-Dynenburg około 1 kwietnia opuściły Inflanty, a front tamtejszy objęły wojska łotewskie. Ten ostatni fakt odbił się bardzo niekorzystnie na przebiegu walk obecnych. Z Inflant nie tylko bolszewickiej ofensywy nie flankowano, ale co więcej front łotewski, który niedawno ugiął się nieco pod naciskiem bolszewików, odsłonił raczej skrzydło polskie, oparte o Dźwinę i zmusił je do cofnięcia się wstecz. Myśl o ofensywie polskiej na froncie Berezyny w ciągu zimy, aby korzystając z mrozów wyjść z bagnisk i dotrzeć do suchego Dniepru, została zaniechaną, zdaje się pod wpływem sytuacji, wytworzonej przez propozycje pokojowe sowietów. Tak więc front polski na Białej Rusi pozostał w ogólnych zarysach takim, jakim był na jesieni, to jest bardzo niedogodnym, z czego zdawały sobie sprawę koła wojskowe i prasa, która niejednokrotnie ten fakt podkreślała.
Linia frontu wśród bagien, odległa od kolei, nastręczała wiele trudności do obrony. Najgorzej sytuacja przedstawiała się na odcinku Lepla, gdzie front biegł o 80-100 km. Od toru kolejowego, co było tym bardziej znaczące, iż był to odcinek najważniejszy, zawiasy, łączące front Berezyny z frontem Dźwiny, stały punkt uderzeń przeciwnika. Wojska bolszewickie dysponowały na swych tyłach mianowicie linią Witebsk-Orsza-Żłobin, biegnącą wzdłuż frontu szeregiem węzłów kolejowych Połock, Newel, Smoleńsk, Witebsk i Orsza, skoncentrowanych właśnie na wprost trudnego do obrony, a tak ważnego odcinka Połock-Lepel.
Jak wiadomo, przy reorganizacji armii, podjętej na wiosnę br. Podzielono front białoruski na dwie części: linię Berezynę aż poza Borysów objął gen. Szeptycki, na czele IV armii, front Dźwiny, aż do Lepel i jezioro Pielik, gen. Majewski, jako dowódca armii I-szej. Przeciw tej pierwszej armii skierował się początkowo główny rozmach ofensywy bolszewickiej. Po objęciu dowództwa przez Brusiłowa skoncentrowano w rejonie Połock-Witebsk-Orsza około 12 dywizji sowieckich, tzw. 15 i 16 armię. Tej koncentracji sił rosyjskich, znanej i z komunikatów naszego sztabu, przeciwstawić można było na głównym odcinku dwie dywizje, VIII łomżyńską i I-szą litewsko-białoruską ubezpieczone jako rezerwa, III dywizją Legionów gen. Berbeckiego.
Wojska rosyjskie zastosowały na froncie białoruskim taktykę, przypominającą ofensywę rosyjska z r. 1916, uderzając w kilku punktach bezpośrednio po sobie. Pierwszym takim punktem był odcinek Lepel-Połock, gdzie VIII dywizja cofnęła się pod naporem fali rosyjskiej; przez lukę w naszym froncie rzuciło dowództwo rosyjskie znaczne siły kawaleryjskie, które posuwając się szybko, wtargnęły w pierwszym dniu prawie o 50 km. w głąb zmusiły przez to do cofnięcia się I dywizję litewsko-białoruską. Po nadejściu rezerw gen. Berbeckiego front nasz, aczkolwiek wygięty znacznie ku zachodowi, zaczął się wnet ustalać, początkowo na linii Daisna-Berezyna, ostatecznie zaś na linii Druja-Podbrodzie-jezioro Narocz-Krywicze-Borysów. Ataki rosyjskie prowadzone tu były starą metodą szturmową. Zarówno w pierwszym dniu ofensywy, jak i przy późniejszych atakach na okopy nasze szło nieraz po 14 linii rosyjskich, koszonych przez nasze karabiny maszynowe tak długo, aż z poległych tworzyła się formalna zasłona dla szturmujących. Polskie karabiny maszynowe odmawiały nieraz posłuszeństwa wskutek rozgrzania do niemożliwości. Atakujące oddziały bolszewickie pojono wódką, cofających się ostrzeliwano z tyłu. Słowem stare metody armii carskiej zastosowano w całej pełni, lecz z niewielkim skutkiem. Nie udał się główny cel ataku na Lepel, oddzielenie armii polskiej nad Dźwiną, od armii nad Berezyna. Front ugiął się, ale nie został przerwany, a po objęciu przez gen. Szeptyckiego ponownie dowództwa nad całym frontem antybolszewickim stężał i ostatecznie falę rosyjską zatrzymał.
W myśl taktyki uderzenia w kilku punktach rozpoczęli bolszewicy ataki na linię Berezyny, z kierunkiem na Mińsk. Głównymi ogniskami uderzenia był Borysów i okolice Ihumenia. Sławne przejście Borysowskie przez Berezynę, bronione świetnie przez II. dywizję Legionów gen. Minikiewicza, utrzymano w naszym ręku. Znacznemu zniszczeniu uległ tylko podobno stary Borysów, po lewym brzegu rzeki, gdzie po wycofaniu się placówek polskich zjawiła się zaraz czerezwyczajka, wieszając na oczach naszych wojsk kilku schwytanych Polaków. Na wprost Ihumenia udało się natomiast bolszewikom przeprawić dość znaczne siły, zająć Ihumeń i podsunąć się podjazdami na 80 niemal km. od Mińska. Co prawda, okazało się, że jeden z takich wysuwających się oddziałów, brygada kozaków uralskich, pragnął tylko poddać się i niezwłocznie na widok wojsk naszych złożył broń. Był to moment krytyczny dla Mińska. Mimo to paniki nie było, w dużej mierze dzięki zimnej krwi władz, a zwłaszcza komisarza okręgu mińskiego p. Raczkiewicza.
Przytomność namysłu talent i energia gen. Szeptyckiego zdołały szybko usunąć niebezpieczeństwo. Wszystkie rozporządzalne siły, nawet policję i żandarmerię, rzucono na front, a w mieście zorganizowano straż bezpieczeństwa. Zamiast atakować bolszewików w Ihumeniu, odcięto im z północy i południa dostęp do Berezyny. Odcięte oddziały rozbiegły się i dzisiaj sią już poważnie wyłapane. Linia Berezyny została w całości utrzymana w naszych rękach; ci, co ją przekroczyli, nie wrócą już na brzeg bolszewicki. Krytyczne były pierwsze dni ofensywy, do nadejścia rezerw z głębi kraju. Dzięki doskonałemu funkcjonowaniu kolei, której sprawność podnoszą wysoce koła wojskowe, równowaga na froncie została szybko przywrócona i obecnie można już było przystąpić do kontrakcji z naszej strony. Wielka bitwa nad Berezyną, trwająca przeszło dwa tygodnie, wypadła na naszą korzyść, dając dobrą podstawę dla dalszych operacji. Wedle opinii poważnych kół wojskowych decyzja w kampanii rosyjskiej zapadnie nie na południu, ale tutaj, na ziemi klasycznych walk polsko-rosyjskich od czasów Jagiellońskich.
Bardzo charakterystycznym jest zachowanie się ludności. Na wieść o możliwości wkroczenia bolszewików zaczęły z okolic nad Berezyną ciągnąć na zachód całe karawany uchodźców, zarówno obywatelstwa i drobnej szlachty, jak i bogatszych chłopów, i to prawosławnych, uprowadzających ze sobą żywy inwentarz, tępiony bez litości przez wojska sowieckie. Ubożsi chłopi zachowywali się początkowo obojętnie i dopiero wiadomości z okolic zajętych świeżo przez wojska bolszewickie, nastroiły ich stanowczo dla nich wrogo. Zbiegowie z tych stron donieśli, ze bolszewicy zająwszy jakiś obszar, otaczają niezwłocznie wsie wojskiem i zabierają całą ludność męską do szeregów, że niszczą dobytek, a szereg wsi podpalili. To też nastrój ludności był dla wojska naszego w wielu wypadkach pomocą. Objawiło się to zwłaszcza w pasie przyfrontowym dostarczaniem przez tamtejsza ludność białoruską podwód, jedynego środka lokomocji w okolicach bez gościńców i kolej, i to w ilości nieraz do 1000 z jednego powiatu na dzień. Fakt, że wojsko za pośrednictwem władz cywilnych za te podwody na miejscu płaci – nie wiele wprawdzie, ale regularnie – ogromnie korzystnie działa na ludność białoruską. Utrwala się wśród niej przekonanie, że rząd polski jest „prawie tak silny, jak carski”, co w tych warunkach uchodzić musi za najwyższą pochwałę.
Obrona Mińszczyzny przed zalewem bolszewickim ma wielką doniosłość gospodarczą. W przeciwieństwie do Wileńskiego i Grodzieńskiego wyssanych przez okupację niemiecką, pozbawionych inwentarza, mających olbrzymie odłogi, Mińszczyzna jest krajem kwitnący, dobrze obsianym, gdzie zbiory zapowiadają się doskonale, będą podstawą wyżywienia ziem wschodnich, oraz wojska.
Co do ludności żydowskiej – to ta zachowuję się rozmaicie. W Mińsku żydzi zgłosili się do komendy polskiej z gotowością złożenia 50 milionów marek na wojsko, jeżeli tego będzie wymagała obrona. W Ihumeniu przyjęli bolszewików muzyką i czerwonymi chorągwiami. Wszędzie jednak, a także i tu w Wilnie, w pierwszych dniach ofensywy przestali płacić podatki, jakby nożem uciął. Fakt, że ruch przy kasach znów się teraz rozpoczął, świadczy o zmianie nastroju. Rosjanie, zwłaszcza ci, którzy są na służbie polskiej, a w Mińszczyźnie jest ich sporo z braku sił innych, zachowali się lojalnie. Opowiadano mi, że w Ihumeniu kasjer powiatu Rosjanin, wywiózł prawie w oczach bolszewików kasę powiatową, eskortując ją w pojedynkę z karabinem na podwodzie chłopskiej. Rosjanie jednak zostawali przeważnie na miejscu i nie objawiali chęci do wyjazdu na zachód.
Władze nasze walczyć muszą z rozległą siatką szpiegowska. Już przed miesiącem wykryto w Mińskim wielką organizację bolszewicką, której zdemaskowanie zapobiegło zdaje się wielu niespodziankom na tyłach obecnych walk. Na ogół bowiem ludność zachowuje się poprawnie i uszkadzanie mostów, przewodów telefonicznych należą do wyjątków. Wykryto natomiast, że bolszewicy, jako szpiegów, nasyłają teraz przeważnie Polaków komunistów, ażeby uśpić przez to czujność ze strony polskiej.
W tej chwili zarówno w Mińsku, jak i tu w Wilnie panuje nastrój zupełnie spokojny i pełen ufności w pomyślny koniec operacji na froncie. Udaremniono dotychczas zarówno bezpośredni cel bolszewików, opanowanie Mińska, a może i Wilna, oraz pośredni nawiązania kontaktu z Litwą i Niemcami, a odcięcie nad od Łotwy. Chodzi teraz o osiągnięcie z naszej strony koniecznych gwarancji bezpieczeństwa od możliwych niespodzianek na przyszłość, a tymi są: opanowanie linii Dniepru i węzłów kolejowych panujących nad Dźwiną i Dnieprem, a zwłaszcza sławnej bramy pomiędzy obu rzekami.
„Czas” 11 VI 1920, nr 136, s. 1-2