Jak walczono z bolszewikami. Rozmowa z prof. Januszem Odziemkowskim

Janusz Odziemkowski

Wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (Wydział Nauk Historycznych i Społecznych), kierownik Zakładu Badań nad Wojskowością, autor m.in. książek Bitwa Warszawska 1920 roku (1990), Leksykon wojny polsko-rosyjskiej: 1919-1920 (2004) i Józef Piłsudski. Wódz i polityk (2007).

O tym, jak wyglądały zmagania zbrojne z bolszewikami, jakie zamiary strategiczne miały obie strony, co zadecydowało o wyniku wojny, jak z niej wyciągano wnioski i konsekwencje z prof. Januszem Odziemkowskim rozmawia Mateusz Ciołkowski.

Janusz Odziemkowski

Wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (Wydział Nauk Historycznych i Społecznych), kierownik Zakładu Badań nad Wojskowością, autor m.in. książek Bitwa Warszawska 1920 roku (1990), Leksykon wojny polsko-rosyjskiej: 1919-1920 (2004) i Józef Piłsudski. Wódz i polityk (2007).

Mateusz Ciołkowski: Panie Profesorze, chciałbym abyśmy rozpoczęli od ogólnej refleksji dotyczącej tego, jak z perspektywy strategicznej, militarnej obydwie strony były przygotowane do wojny polsko-bolszewickiej? Jak postrzegały one swoje cele także w szerszym kontekście zakończonej wcześniej I wojny światowej?

 

Prof. Janusz Odziemkowski: Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że rewolucja miała objąć nie tylko Rosję, ale – tak jak to Lenin pisał jeszcze przed 1914 rokiem, wszystkie ludy „wokół Wielkorusów zgromadzone”, a potem pójść jeszcze dalej. Było pytanie „kiedy” to się stanie, ale nie było pytania „czy” – po prostu tak miało być. Rewolucja nie ograniczała się do jednego kraju, jej celem było znoszenie granic, jednoczenie narodów w szczęśliwym związku i budowa nowego świata

Kiedy tutaj, nad Wisłą powstają pierwsze zręby państwa polskiego i wydarzenia nabierają wielkiego tempa – przypomnijmy: najpierw Polacy przejmują władzę w Galicji, w Krakowie stają polskie warty, wybucha walka z Ukraińcami o Lwów, następnie tworzy się rząd lubelski, 10 listopada Warszawa gorąco wita Piłsudskiego uwolnionego z magdeburskiej twierdzy, a na ulicach stolicy rozpoczyna się rozbrajanie Niemców – w tym samym czasie w Rosji bolszewickiej zapadają decyzje, które mają przygotować grunt rewolucji w Polsce i uczynić z niej republikę rad. Bo w planach bolszewików nie ma niepodległej Polski… Można w tym miejscu przypomnieć szereg faktów: zjazd działaczy SDKPiL, uchwalający wysłanie do Polski całej swej elity, żeby wywołać rewolucję; formowanie Zachodniej Dywizji Strzelców z pułkami warszawskim i siedleckim i innymi o polskich nazwach, prośby komunistów polskich, żeby tę dywizję zamienić na polską grupę armijną; ogłoszone 13 listopada przez Wszechrosyjski Komitet Wykonawczy wezwanie do „ludu pracującego” ziem, które dawniej wchodziły w skład imperium carów, do przejmowania władzy i bratniego związku z robotnikami i chłopami Rosji; rzucone 18 listopada w Woroneżu przez Lwa Trockiego, Ludowego Komisarza Spraw Wojskowych i Przewodniczącego Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki hasło ofensywy na wszystkich frontach, w tym ofensywy przez Psków i Kijów dla połączenia się z rewolucją niemiecką. Oczywiście ofensywa ta musiała prowadzić przez ziemie polskie…

8 stycznia 1919 roku Józef Unszlicht poinformował o utworzeniu Polskiego Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego, który wzorem komitetów powołanych wcześniej: łotewskiego, litewskiego, estońskiego, miał utworzyć w Polsce Republikę Rad.

Armia Czerwona w grudniu 1918 roku ruszyła w ślad za armią niemiecką, wycofującą się zgodnie z warunkami rozejmu w Compiègne na granice Niemiec z 1914 roku, a Lenin zatwierdził przeprowadzenie operacji „Wisła”, która miała doprowadzić czerwone wojska do dawnych  zachodnich granic imperium carskiego, a zatem i do zachodniej granicy byłego Królestwa Kongresowego.

 

Czy Polacy wiedzieli o tych planach?

 

Nie wiedziano o wszystkim, z Rosji dochodziły niedokładne, czasem sprzeczne informacje. Niektórzy politycy mieli nadzieję na dogadanie się z bolszewikami. Pierwsze starcia polsko-bolszewickie to walki samoobrony polskiej na ziemiach litewsko-białoruskich z Armią Czerwoną, zwłaszcza obrona Wilna w dniach 3-5 stycznia 1919 roku. Można je uznać za początek wojny, ponieważ samoobrona jeszcze w grudniu 1918 roku została uznana za część wojska polskiego. Wojna nie została formalnie wypowiedziana, ale stała się faktem, kiedy czerwone wojska zajmowały kolejne obszary, ścierając się z tworzonymi pospiesznie ochotniczymi oddziałami polskimi. Bolszewicy zbywali protesty rządu polskiego stwierdzeniem, że przecież to wola ludności tych ziem decyduje o powoływaniu na nich władzy rad, Armia Czerwona tylko spełnia tę wolę.

Ponieważ w kraju wojska gotowego do użycia było mało, a na południu coraz większym płomieniem rozpalała się wojna z Ukraińcami, Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz miał dylemat. Opinia publiczna i politycy jednym głosem żądali uwolnienia oblężonego Lwowa. Na północy Armia Czerwona zbliżała się z wolna do Niemna i Bugu, ale wojny z Rosją formalnie nie było. Piłsudski podejmuje jednak wówczas decyzję, aby część tych sił, które są gotowe chociażby na podstawowym poziomie, posłać na Niemen, Szczarę i Bug, aby zatrzymać marsz Armii Czerwonej zanim wkroczy do Królestwa, to bowiem mogło oznaczać koniec polskiej niepodległości. 14 lutego 1919 roku liczący 58 osób oddział polski rozbił w Berezie Kartuskiej kompanię 4 warszawskiego pułku strzelców Armii Czerwonej i tę właśnie datę przyjęto uważać za początek wojny Polski z Rosją bolszewicką.

Przez kilka następnych tygodni trwała „mała wojna”, wypełniona starciami kompanii, batalionów, patroli, która przyniosła Polakom szereg sukcesów i zatrzymała marsz znacznie silniejszych oddziałów nieprzyjaciela na Zachód. Także pora roku nie sprzyjała prowadzeniu większych operacji militarnych. Tak wygrywano czas potrzebny na zorganizowanie kolejnych oddziałów Wojska Polskiego. Józef Piłsudski podjął decyzję, aby wojska formowane pod Warszawą – 1 i 2 dywizje legionowe – nie poszły do Galicji, tylko na Litwę i Białoruś.

 

Co mu umożliwiło podjęcie takiej decyzji?

 

Wiedziano już, że Błękitna Armia gen. Józefa Hallera niedługo przybędzie do Polski i wesprze front przeciw Ukraińcom. Dzięki temu Piłsudski mógł użyć obu dywizji legionowych do operacji wileńskiej, zgodnie odradzanej przez wszystkich sztabowców. Wbrew obawom weteranów wojny światowej przyniosła ona wojskom polskim wielkie powodzenie. Zaskoczono bolszewików, zdobyto Wilno, Lidę, Baranowicze, Nowogródek, odrzucając Armię Czerwoną daleko na wschód.     

Triumf jest więc wielki i ma przede wszystkim nie tyle znaczenie strategiczne, a moralne, bo proszę pamiętać, że jego świadkiem jest społeczeństwo, które żywo pamiętało, że nieudana wyprawa na Wilno w 1831 roku była wraz z przegraną bitwą pod Ostrołęką początkiem końca powstania listopadowego. A tu jaki sukces!

 

Więc jest zaufanie, radość, zaczyna się wierzyć, że Rosję można pokonać, że teraz będzie inaczej, że mamy wodza.

 

Tak, sława Piłsudskiego rośnie gwałtownie. Potem przybywa Błękitna Armia, część tych wojsk pomaga zwycięsko zakończyć wojnę z Ukraińcami, Jednocześnie tworzy się front polsko-rosyjski na Zbruczu i Wołyniu, gdzie po zduszeniu Republiki Ukraińskiej Petlury dochodzi Armia Czerwona. Niebawem front wojny polsko-rosyjskiej będzie rozciągał się od granicy Pokucia po granicę łotewską. Polacy odnoszą szereg zwycięstw, działając niekonwencjonalnie, tzn. małymi grupami, szybko, zdecydowanie. Armia Czerwona jest bita praktycznie wszędzie, duch w wojsku upada. Jesienią 1919 roku na północy front dotarł do Berezyny, Dźwiny, i tam się zatrzymał na okres zimowy.

 

Czy wiemy, w jakim okresie zapada decyzja bolszewików o realizacji planów podbicia Polski?

 

Dzisiaj po studiach nad dokumentami rosyjskimi przyjmujemy, że mniej więcej w październiku 1919 roku zapada decyzja zniszczenia Polski. Wcześniej sądzono, że był to grudzień, w ostatnim czasie profesor Grzegorz Nowik przesunął cezurę na październik, moim zdaniem przekonująco. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro rewolucja musiała się rozszerzać. W momencie, gdy Denikin przestał zagrażać Moskwie, zaczęto realizować koncepcję marszu na zachód. To było naturalne, że ona musi iść dalej, bo to było wpisane w filozofię rewolucji bolszewickiej. Przecież miała objąć Europę, a potem cały świat, wchłonąć wszystko, miała być wszechświatowa. Potrzebna była jednak chwila oddechu, „pieriedyszki”, przed ruszeniem na Polskę. Absolwent Akademii Sztabu Generalnego armii carskiej, pułkownik Borys Szaposznikow, otrzymał rozkaz opracowania planu zniszczenia Polski, którego założenia przedstawił 27 stycznia 1920 roku. Jednocześnie bolszewicy, żeby uspokoić polską opinię publiczną i przedstawić się na świecie jako państwo pokojowe – bo mimo wszystko jeszcze trochę obawiali się interwencji zachodniej – wysłali 22 grudnia 1919 roku i 27 stycznia 1920 roku propozycje pokojowe do Polski. W odezwie do rządu i ludu polskiego jest zawarte stwierdzenie, że nic nas takiego nie dzieli, czego nie moglibyśmy rozwiązać w sposób pokojowy. Równocześnie trwało ściąganie sił z głębi Rosji z wygaszanych frontów wojny domowej na front polski. W kwietniu przyjęto plan rozbicia Polski, przygotowany przez Szaposznikowa, który zakładał równoczesne uderzenie na północy i na południu, zniszczenie wojska polskiego w bagnach poleskich, potem marsz na Warszawę i podanie ręki rewolucji niemieckiej.

Piłsudski nie ufał bolszewikom. Jak pisał, Syberia nauczyła go, że każda Rosja, czy to biała, czerwona, czy jakakolwiek inna, będzie zawsze przeciwko niepodległości Polski, bo po prostu traktuje ziemie polskie jak swoją własność. W XIX wieku kilka pokoleń Rosjan przeszło taką szkołę myślenia. Myślę, że to było bardzo trafne spostrzeżenie.

 

Z tego względu Piłsudski nie sprzymierzył się z „białymi” przeciw „czerwonym”?

 

Piłsudski nie wspierał inwazji Denikina na Moskwę, ponieważ obawiał się, że jeśli biali zwyciężą, wtedy Francja, mając do wyboru sojusz z białą Rosją czy z o wiele słabszą Polską, wybierze Rosję i Polska, jeśli w ogóle utrzyma suwerenność, to jako małe państwo. Dlatego z punktu widzenia Piłsudskiego lepiej było, żeby rewolucja potrwała jak najdłużej, żeby „czerwoni” zajęci byli walką z „białymi”. Wtedy Polska pozostanie cennym sojusznikiem dla Francji, dla Zachodu. I dlatego też, opierając się na meldunkach wywiadu o tej koncentracji sił rosyjskich, mając przekonanie, że ofensywa bolszewików ruszy gdzieś na przełomie wiosny i lata, Piłsudski zdecydował się podjąć kartę ukraińską. W Polsce przebywały w tym czasie tysiące żołnierzy Petlury i rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej, który schronił się na terytorium Polski po zajęciu Ukrainy naddnieprzańskiej przez Armię Czerwoną. W tych okolicznościach Naczelny Wódz, a zarazem Naczelnik Państwa, podjął próbę zrealizowania swego wielkiego planu federacyjnego, który zakładał utworzenie pod przewodem Polski bloku państw powstałych na gruzach imperium carskiego i zagrożonych interwencją Armii Czerwonej. Miał on stanowić skuteczną przeciwwagę dla osłabionej Rosji i zahamować jej parcie na zachód.

 

Tutaj chciałbym zapytać o ocenę nawet nie samej koncepcji, ale sposobu jej wykonania. Punktem kulminacyjnym jest oczywiście tzw. wyprawa kijowska. Jak Pan Profesor uważa, dlaczego plan federacyjny nie powiódł się, przynajmniej w takim stopniu, jaki był oczekiwany przez Piłsudskiego?

 

Po pierwsze, Piłsudski oczekiwał, że zmusi do walki na Ukrainie główne siły Armii Czerwonej i zniszczy je na zachód od Dniepru. W ten sposób powstanie przestrzeń do budowy państwa ukraińskiego, złączonego sojuszem z Polską. Jednak główne siły Armii Czerwonej uszły za Dniepr, tylko dwie dywizje złożyły broń. Przy możliwościach mobilizacyjnych w Rosji było tylko kwestią czasu, kiedy te straty zostaną pokryte. Drugą porażką, chyba bardziej znaczącą, był fakt, że na Ukrainie siły państwotwórcze okazały się za słabe do budowy w krótkim czasie zrębów niepodległego państwa. Sam Piłsudski w swoich wywiadach wypowiadał się o wolnej Ukrainie w trybie warunkowymjeżeli Ukraińcy zdołają, to my pomożemy, i wtedy można będzie coś zrobić, jeżeli nie podchwycą tego, to nic nie zrobimy.

 

No i nie podchwycili…

 

Być może zrobiliby to, gdyby bytność Polaków w Kijowie potrwała dłużej. Może coś by z tego się narodziło, trudno powiedzieć, ale zabrakło spodziewanego poparcia, zabrakło trochę czasu i być może też zmysłu organizacyjnego ze strony ukraińskiej, a po trosze też ze strony polskiej.

Potem na froncie pojawiła się Armia Konna, wielki, ruchliwy związek operacyjny kawalerii, stosujący nowatorską taktykę, polegającą na wyszukiwaniu słabych punktów w polskim froncie, przerywaniu go i szybkim marszu na polskie tyły, niszczeniu węzłów komunikacyjnych, łączności, magazynów. Front był dosyć słabo obsadzony, bo aczkolwiek armia polska liczyła ponad 600 tys. żołnierzy, przy blisko tysiąckilometrowej linii frontu nie wszędzie starczało wojska do zorganizowania skutecznej obrony. Tym bardziej, że polska piechota nie mogła nadążyć za posuwającą się 3-4 razy szybciej od piechura Armią Konną. Dlatego po dwóch nieudanych próbach, za trzecim razem masa Armii Konnej przerwała polski front pod Samhorodkiem i wyszła na jego głębokie tyły, zmuszając wojska polskie do odwrotu z Ukrainy. Nie był to jednak odwrót bezładny, jak to czasem opisują publicyści, nieznający realiów wojny polsko-rosyjskiej. Podjęto kilka prób rozbicia Armii Konnej, stoczono wiele zaciętych walk, Budionny często ponosił duże straty, Armia Konna została mocno przetrzebiona, ale wciąż stanowiła motor rosyjskiej ofensywy.

Niemniej zdołano ewakuować wszystkie zapasy, uratowano wiele tysięcy uchodźców z Kijowa i ziem ukrainnych, którzy dołączyli do cofającej się armii.

Dowództwo polskie popełniło też błędy. Generalnie polegały one na tym, że początkowo, zamiast skupić większe siły przeciwko Armii Konnej, rozpraszano je, próbowano utrzymać ciągłą linię frontu, co było zabójcze przy stosunkowo małej przy rozmiarach frontu liczbie wojska i w obliczu Armii Konnej działającej w jednej wielkiej masie.

Ciężką porażkę poniesiono natomiast na północy. Pierwsza ofensywa Michaiła Tuchaczewskiego, podjęta tutaj 15 maja, po trzech tygodniach zaciętych walk została odrzucona. Aby tego dokonać, ściągnięto część wojsk z Ukrainy i wszystkie rezerwy z kraju. Tuchaczewski szybko uzupełnił straty, otrzymał też dalsze dywizje z głębi Rosji. Kiedy 4 lipca uderzył ponownie, polską 1 Armię broniącą się nad Autą i Berezyną zaatakowały trzy armie przeciwnika i korpus konny Gaja. Po trzech dniach walk front polski pękł i rozpoczął się odwrót.

Podczas polskiego odwrotu 3 korpus konny spełniał na Białorusi taką rolę, jak Armia Konna na Ukrainie, stale obchodząc polską obronę i szukając jej słabych punktów. Także tutaj negatywną rolę odegrały próby utrzymywania ciągłej linii frontu. Na kilka dni zatrzymano Armię Czerwoną na linii Niemna, ale i tam nie zdołano ustabilizować linii obrony. Podobnie nie powiodła się obrona linii Bugu. Wojska były wyczerpane marszami i zdziesiątkowane. Żadna z wielkich polskich jednostek nie została rozbita. Tak jak w początkach 1919 roku walczono o czas, aby przygotować do obrony Warszawę, opracować plany kontrofensywy, wyszkolić uzupełnienia i oddziały ochotnicze.

 

Dużą rolę w tym wymiarze odegrał generał Józef Haller.

 

Tak, generał Haller był inspektorem armii ochotniczej i gorącym, doskonale odbieranym przez społeczeństwo propagatorem ochotniczego zaciągu do wojska. Armia ochotnicza nie powstała wprawdzie jako oddzielne zgrupowanie, ale wlała w szeregi wojska ponad 100 tysięcy ochotników. Byli to ludzie pełni zapału, ofiarni, wierzący w zwycięstwo. Zmęczony żołnierz frontowy poczuł wreszcie, że społeczeństwo go wspiera i to było coś bardzo ważnego. To widać w wielu pamiętnikach i relacjach wojskowych. Powszechnie widoczne wsparcie narodu dało nową wiarę, nową siłę.

 

Powstał także plan bitwy nad Wisłą.

 

Piłsudski zamierzał początkowo uderzyć z rejonu Brześcia nad Bugiem na skrzydło i tyły Tuchaczewskiego uwikłanego w walkach nad Narwią i Bugiem. Kiedy jednak nieoczekiwanie szybko padła twierdza brzeska i zaczęła pękać obrona na Bugu, ten plan nie mógł być zrealizowany. Piłsudski postanowił zatem przenieść koncentrację wojsk nad Wieprz, na tereny między Bugiem a Wisłą. Do dzisiaj trwają bezsensowne spory o autorstwo tego planu. A przecież w wojsku obowiązuje zasada jednoosobowego dowodzenia. Każdy dowódca odpowiada za podległy mu oddział na swoim szczeblu dowodzenia. Ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje, nie może zasłaniać się błędami podwładnych. Podobnie Naczelny Wódz, który dowodzi całością sił zbrojnych, podejmuje decyzje, wybiera plan operacji, nakazuje sztabowi opracować takie, a nie inne wytyczne i tylko on odpowiada za efekty planu, nie żaden szef sztabu, nie żaden dowódca dywizji. Odpowiada Naczelny Wódz. Dlatego na przykład za decyzje podjęte w czasie powstania listopadowego nie osądzamy Prądzyńskiego, Chrzanowskiego, tylko Skrzyneckiego i Chłopickiego, bo to byli naczelni wodzowie. Jak armia ponosi klęskę, Naczelny Wódz ponosi całą odpowiedzialność, jeśli zwycięża, chwała należy się jemu. Piłsudski miał świetnego szefa sztabu, generała Rozwadowskiego, miał znakomitego pomocnika, generała Hallera, który jak nikt potrafił mobilizować społeczeństwo. Ale to on podejmował decyzje, na nim spoczywał ciężar przyjęcia planu ryzykownego, ale takiego, który mógł zniszczyć Rosjan, a nie tylko odepchnąć od Wisły, jak decyzje Skrzyneckiego, zatrzymujące w kwietniu 1831 roku przedwcześnie polską ofensywę przeciwko Dybiczowi.

 

Nie wiem, czy Pan Profesor się ze mną zgodzi, że na froncie północnym panował większy chaos organizacyjny w wycofywaniu się niż na froncie południowym. Przypomina mi się casus oddania Wilna, będący de facto błędem komunikacyjnym, percepcyjnym. Skala tego zjawiska była duża?

 

Tak, rzeczywiście popełniono tutaj szereg błędów. Po pierwsze dlatego, że siły rosyjskie miały tutaj dużą przewagę, a silna, nieustanna presja przeciwnika zwiększa ryzyko popełnienia błędu. Po drugie, nie było dowódcy takiego, jak Rydz-Śmigły. Gen. Szeptycki nie poradził sobie z trudnym położeniem. Potem generał Jan Romer, bardzo dobry, ceniony przez Piłsudskiego dowódca, próbował to ratować, ale było już za późno. Niemniej wojska walczące na północy potrafiły wygrać czas niezbędny do zakończenia przygotowań do bitwy nad Wisłą, hamowały postępy wroga. Armia Czerwona szła krok po kroku, w pamiętnikach sowieckich dowódców jest mowa o twardym oporze Polaków.  To już nie był marsz triumfalny, tylko ciężka walka.

Potem w bitwie pod Wkrą błysnął talentem generał Władysław Sikorski, atakując jeszcze przed ofensywą znad Wieprza dwukrotnie silniejszego nieprzyjaciela. Tuchaczewski pisząc po latach swoje wspomnienia konstatował, że stała się rzecz niesłychana: pozwoliliśmy słabszym Polakom, aby bili nas częściami. W historii wojny zapisała się też mocno obrona Płocka i Włocławka, a wcześniej Łomży, gdzie obok wojska stała ludność cywilna. Zwłaszcza Płock jest symbolem wspólnego oporu społeczeństwa i armii przeciwko inwazji bolszewickiej. Kiedy więc na północy zatrzymano ofensywę, kiedy obrona Warszawy skupiła na sobie uwagę Tuchaczewskiego, od południa poszło uderzenie znad Wieprza na lewe skrzydło i tyły wojsk sowieckiego Frontu Zachodniego. Piłsudski towarzyszył nacierającym wojskom i od razu nadał ofensywie wysokie tempo.

 

Niektórzy dzisiejsi historycy, będący kiedyś wojskowymi, zarzucają właśnie Naczelnemu Wodzowi, że był przy wojsku.

 

Wtedy to było konieczne. Po pierwsze łączność telegraficzna często zawodziła. Po drugie, obecność Piłsudskiego elektryzowała oddziały, on zaś pilnował, żeby dowódcy poszczególnych zgrupowań nie szli powoli, nie oglądali się na skrzydła i tyły, tylko ciągle maszerowali naprzód, jak najdalej w głąb ugrupowania nieprzyjaciela.

 

I to osiągnięto.

 

To był szalony pościg i nieprawdopodobny wysiłek. Żołnierz szedł po pięćdziesiąt, sześćdziesiąt kilometrów na dobę, często bez zaopatrzenia, po fatalnych drogach, ścierając się z uchodzącym nieprzyjacielem. Dywizje znad Wieprza w osiem-dziewięć dni dochodziły do granicy Prus Wschodnich, osiągając miejscami szybkość działania jednostek zmotoryzowanych. Właśnie tempo natarcia to sekret wielkich rozmiarów zwycięstwa nad Wisłą. Po pogromie Armii Czerwonej mamy jeszcze bitwę nad Niemnem. Tuchaczewski obiecuje Leninowi, że uderzy ponownie i Warszawę jeszcze jesienią zdobędzie. Następuje wyścig z czasem: kto pierwszy przygotuje się do ofensywy. My, dzięki lepszej organizacji i wysiłkowi kolejarzy, szybciej przerzucamy wojska i o dwa dni ubiegamy ofensywę rosyjską.

 

Jakie to miało konsekwencje?

 

Taką, że to my narzucamy miejsce i czas walki. Piłsudski ponownie wymanewrowuje Tuchaczewskiego w ten sposób, że wiąże go silnym natarciem na Grodno i na Wołkowysk, a jednocześnie grupą uderzeniową obchodzi skrawek państwa litewskiego i pcha ją na Lidę – na głębokie tyły wroga. Tuchaczewski orientuje się w tym wszystkim zbyt późno i zostaje mu już tylko odwrót. Punktem węzłowym jest obrona Lidy przez 1 Dywizję Piechoty Legionów, która zatrzymuje tutaj 3 Armię Rosyjską, przedtem jeszcze osłabioną ciężkim bojem z 1 Dywizją Litewsko-Białoruską nad Lebiodą. Po bitwie o Lidę 3 Armia rozpadła się, powstała wielka luka w rosyjskim froncie, której nie było czym zapełnić. Dalszy marsz to już tylko dobijanie przeciwnika. Na południu taką rolę pełni zagon pancerno-motorowy majora Bochenka, który po zakończeniu wojny będzie studiowany we wszystkich akademiach wojskowych jako znakomite użycie oddziału pancerno-motorowego. Rozpadł się cały front rosyjski na Wołyniu. Nieco wcześniej w Galicji doznaje porażek Armia Konna: najpierw pod Zamościem, potem w bitwie pod Komarowem. Cała siła ofensywna Armii Czerwonej wyczerpuje się, żołnierze tracą wiarę w zwycięstwo, jest plaga dezercji, wielu czerwonoarmistów poddaje się do niewoli i Rosja jest zmuszona prosić o pokój. Zagon na Korosteń – ostatnia wielka operacja przeprowadzona przez nasz korpus kawalerii pod dowództwem generała Rómmla – pokazuje ówczesną słabość Armii Czerwonej, korpus rozbija szereg oddziałów nieprzyjaciela, niszczy węzeł kolejowy i wielkie magazyny na głębokich tyłach nieprzyjaciela

 

Można było iść na Kijów, na Smoleńsk, było to przecież możliwe od strony wojskowej.

 

Ale nie było to możliwe od strony społecznej. Wszyscy chcą pokoju – żołnierze, społeczeństwo. Żaden polityk ani wojskowy nie może tego lekceważyć. Piłsudski o tym wie, wiedzą o tym politycy. Obie strony są wyczerpane i dlatego bolszewicy w Rydze godzą się na nasze warunki. My odstępujemy część terytoriów, które moglibyśmy zająć, ale zgodnie z postulatami Narodowej Demokracji, aby nie brać za dużo, by mniejszości narodowe nie zaczęły przeważać w Polsce, nasi negocjatorzy oddali Mińsk, części Wołynia i Białorusi, ku zdziwieniu strony rosyjskiej, która była gotowa oddać całą Białoruś w zamian za rezygnację Polski z Ukrainy.

Warto powiedzieć, że naszym jedynym sojusznikiem w tej wojnie, rzeczywistym i realnym, była armia ukraińska Petlury, która walczyła do końca obok wojsk polskich. Po podpisaniu rozejmu część Ukraińców poczuła się zdradzona przez Polaków, a w rzeczywistości pomagaliśmy wojskom ukraińskim nawet wbrew warunkom rozejmu. Polskie wojska osłaniały rejony, na których dowództwo ukraińskie dokonywało mobilizacji, szykując się do dalszej walki z Rosją bolszewicką, przekazały Ukraińcom znaczne ilości broni i amunicji. Potem Polacy wycofali się za Zbrucz zgodnie z warunkami rozejmu, zostawiając Ukraińcom szansę kontynuowania walki o niepodległość. Niestety, byli oni na to za słabi.

 

Jeszcze w lipcu 1920 roku generał Siergiej Kamieniew, głównodowodzący Armii Czerwonej, podejmuje decyzję, żeby zlokalizowane na północy wojska atakowały Warszawę, a te południowe Lwów, chociaż to nie było do końca jasne…

 

Tu chodziło o coś innego. Po prostu gdy wielkie sukcesy ofensywy zrodziły przekonanie, że Polska jest w przededniu upadku, Lenin podjął decyzję, aby iść również na Węgry. Armia Konna, która według planu Szaposznikowa miała skręcić na północ, aby dopomóc Tuchaczewskiemu w zdobyciu Warszawy, została zatrzymana pod Lwowem. Opanowanie tego głównego miasta i węzła komunikacyjnego Galicji ułatwiłoby przejście przez przełęcze karpackie na Węgry. I to był błąd obciążający Lenina. W Rosji dużo pisano na temat przyczyn klęski nad Wisłą, ale nigdy całej prawdy. Najpierw dlatego, że nie można było obwiniać wodza rewolucji, potem dlatego, że kolejnym wodzem został Stalin, który w Galicji realizował błędne decyzje Lenina, bo na południu jeszcze Stalin dowodził. Dochodziło do polemik, gdyż Tuchaczewski bronił się przed zarzutami jakoby popełnił błędy w bitwie nad Wisłą – to na niego przerzucano całą winę. Oczywiście gdyby Armia Konna w porę ruszyła mu z pomocą, tak jak chciał Szaposznikow, bylibyśmy w znacznie gorszej sytuacji i być może zwycięstwo nad Wisłą nie osiągnęłoby takich rozmiarów.

 

Właśnie, nasuwa się tu pytanie, czy największym błędem armii bolszewickiej była decyzja o dwóch kierunkach natarcia?

 

Ze strategicznego punktu widzenia – na pewno tak. To było podyktowane tym, że już uwierzono w zwycięstwo. Lenin słał do Tuchaczewskiego telegramy z pytaniami, kiedy uda się wkroczyć do Warszawy. W 16 Armii już opracowano plan uroczystości – na Placu Zamkowym pod Zamkiem Królewskim – wręczenia Tuchaczewskiemu szabli za „wziatie Warszawy”. Wszystko już było gotowe. Polska była spisana na straty również na Zachodzie, nikt tutaj w połowie sierpnia nie wierzył, że bolszewicy poniosą klęskę.

 

Zastanawia mnie w tym kontekście struktura zarządzania po stronie bolszewickiej. Mieliśmy Komitet Polityczny, w którym zasiadało pięć najważniejszych osób – Lenin, Trocki, Stalin, Zinowiew i Kamieniew – ale sam fakt przerzucenia winy sugeruje, że jednak nie było do końca jasne, kto i w jakim zakresie podejmuje ostateczne decyzje.

 

Ostateczne decyzje podejmował Lenin i nie pozwalał sobie na odbieranie tej władzy. Inni byli tylko wykonawcami, mogli coś doradzać. Lenin wydawał rozkazy, oczywiście w gronie towarzyszy, których pytał o zdanie, ale decyzje podejmował sam i rzadko ulegał sugestiom innych. Zresztą w sierpniu 1920 roku był absolutnie przekonany, że zwycięstwo i utworzenie polskiej Republiki Rad jest już tylko kwestią krótkiego czasu. W Rosji bolszewickiej Lenin był nieomylny, nie wolno go było krytykować, podobnie jak po śmierci wodza rewolucji kolejnym nieomylnym przywódcą stał się Stalin. Ale na kogoś musiano zrzucić odium klęski.  Tuchaczewski był tutaj dobrym kandydatem, zwłaszcza że po raz kolejny dał się pobić Piłsudskiemu w bitwie nad Niemnem.

 

Tuchaczewski był idealnym kozłem ofiarnym, ponieważ był bardzo młody – w 1920 roku miał 27 lat.

 

Tak, ale tylko dopóki żył Lenin, zwolennicy Tuchaczewskiego i Stalina polemizowali,  przerzucali się argumentami. Gdy Stalin objął władzę, nie wybaczył Tuchaczewskiemu tych polemik i podczas fali stalinowskich represji Tuchaczewski został rozstrzelany.

 

Z perspektywy polskiej historii warto jeszcze zapytać, jaką naukę zebrał Stalin w trakcie tej wojny, jakie doświadczenie otrzymał od Polaków, co rzutowałoby na jego decyzje w latach trzydziestych, czterdziestych. Czy to jest jakiś znaczący punkt w jego biografii, definiujący stosunek do Polaków?

 

Lenin pod wrażeniem tych klęsk jeszcze we wrześniu 1920 roku powiedział w najbliższym gronie towarzyszy: nigdy nie skończymy wojny z Polską, będziemy zawierać pokój, prowadzić wojnę, aż w końcu wykończymy Polaków. Tę myśl Lenina zrealizował Stalin. Czy był on w sposób szczególny do nas uprzedzony? Krąży taka teza, że zbrodnia katyńska stanowi zemstę Stalina za rok 1920. Nie wiemy tego. Ja raczej byłbym zdania, że realizował tradycyjną politykę rosyjską, która zawsze była wobec Polski uprawiana. Polska musi być rosyjska, jeżeli Rosja chce być wielka. Nawet po klęsce wrześniowej 1939 roku Stalin jak się wydaje rozważał różne koncepcje postępowania z Polakami. Być może właśnie w kontekście planów powołania polskiej Republiki Rad należy rozpatrywać te przesłuchania oficerów polskich, sondaże, czy nie opowiedzieliby się jednak za sojuszem z Rosją, podjęciem służby w Armii Czerwonej.

Zdecydował się na Katyń, kiedy okazało się, że chętnych do współpracy w Rosją jest bardzo niewielu. Zatem trzeba zastosować metody rewolucji, które sprawdziły się dobrze w Rosji. Zlikwidować elity, inteligencję, pozbawić naród świadomości historycznej, szacunku dla własnej przeszłości.  

 

Na koniec chciałem zapytać o to, jaki ta wojna miała wpływ na sposób prowadzenia walki, jakie wnioski wyciągano z walk na otwartych przestrzeniach, które sprawiały tyle problemów?

 

U nas była to koncepcja odrzucająca wojnę okopową, typową dla lat 1914-1918. Zakładano, że przyszłe działania wojenne będą oparte na ruchu, manewrze. Niestety gdzieś zagubiliśmy, czy też nie potrafiliśmy wykorzystać w wizji przyszłej wojny sukcesów naszych zagonów pancerno-motorowych z 1920 roku, walk oddziałów zmotoryzowanych w bitwie nad Wkrą.

Piłsudski w 1921 roku, odznaczając sztandar jednego z pułków wielkopolskiej kawalerii, powiedział, że mógł na nim zawsze polegać, był to bowiem pułk wspaniały, ale nadchodzą czasy, kiedy kawaleria przestanie odgrywać rolę na polach bitew. Zmroził kawalerzystów, ale zaraz uspokoił ich, że to nie nastąpi zbyt szybko. Mówi się też o funkcjonującym w II Rzeczypospolitej tak zwanym lobby końskim, tworzonym przez właścicieli stadnin, którzy sprzedawali konie armii, osiągając spore zyski. Wyliczono w latach trzydziestych, że utrzymanie brygady kawalerii kosztuje tyle, co utrzymanie brygady pancernej. Oczywiście, brygada pancerna musi mieć zaplecze. W związku z tym trzeba budować sieć dróg, rozmaitych stacji paliwowych, co pociągnęłoby znaczne koszty. Nie ulega wątpliwości, że w kwestii motoryzacji wojska można było zrobić więcej, niż zrobiono i można było wykorzystać doświadczenia z wojny polsko-bolszewickiej. Nie wiem, czy można pojedyncze osoby obarczyć winą za stan motoryzacji armii w 1939 roku. Rydz-Śmigły unowocześniał armię, ale nie wykorzystywał w pełni możliwości polskiego przemysłu zbrojeniowego i motoryzacyjnego. Myślę, że przyczyny tego zjawiska były złożone, między innymi miał tu znaczenie fakt, że spodziewano się ewentualnego wybuchu wojny dopiero około 1944 roku. Może działała też siła inercji, przyzwyczajenia?

Sponsorzy:

Muzeum Historii Polski Patriotyzm Jutra

Dofinansowano ze środków MHP w ramach programu „Patriotyzm Jutra”

Teksty prezentowane na niniejszej stronie są dostępne na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa – 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej i Autorów tekstów.

Ilustracje, design: Stereoplan