Wywiad udzielony korespondentowi „Echo de Paris” (pierwsza połowa lutego 1920 r.)

Józef Piłsudski

Józef Piłsudski

Józef Piłsudski

(1867-1935), działacz niepodległościowy i socjalistyczny, jeden z najwybitniejszych polityków w dziejach Polski.

Przybywa pan w chwili szczególnie ważnej i decydu­jącej dla Polski. Są pytania, na które, jako Naczelnik Państwa, nie będę mógł odpowiedzieć panu w tej chwili; nie będę np. mógł panu powiedzieć, jakie stanowisko zajmie Polska, gdyby Ententa zdecydowała się na zawarcie pokoju z bolszewikami lub też na dalsze prowadzenie wojny. Pragnę stwierdzić, i to w sposób najbardziej naglący, że Polska odczuwa potrzebę natychmiastowej decyzji bez względu na to, jaka ona będzie. Nieszczęściem naszego kraju jest właśnie ten brak wyraźnej i jasnej decyzji ze strony Koa­licji. Jesteśmy pozostawieni sami sobie wobec kwestii wscho­dniej, gdyż Europa nie wie, co robić. Francja, Anglia mogą czekać, kombinować, obserwować bieg wypadków; może w tym widzą jaką korzyść. My zaś, Polacy, jesteśmy bezpośrednimi są­siadami Rosji. Los naszych wysiłków zależy od naszej decyzji. Musimy się zdecydować, mówiąc: „tak” albo „nie”, wypowia­dając się za pokojem lub wojną. Nie możemy dłużej czekać.

Józef Piłsudski

Józef Piłsudski

(1867-1935), działacz niepodległościowy i socjalistyczny, jeden z najwybitniejszych polityków w dziejach Polski.

Czy przedłużająca się wojna pociągnęłaby za sobą ruinę Polski?

 

O wiele bardziej niż wojna, gniecie nas ciężar osta­tnich pięciu lat, które nagromadziły tyle zniszczenia. Wojna, którą prowadzimy, nie bardzo jest trudna do zniesienia. Nie mieliśmy potrzeby zmobilizowania tylu ludzi, ilu wymagałaby poważna kampania. Ani przemysł, ani rolnictwo nie odczuwają braku rąk. Do naszych wojsk mamy jak największe zaufanie. Ubiegłej zimy mieliśmy dowód siły duchowej naszych żołnie­rzy. Bez ekwipunku, bez amunicji lub prawie bez amunicji, w ciągu długich dni bili się w sposób godny podziwu.

Prowadzimy wojnę z organizacjami wojskowymi, sto­jącymi bardzo nisko w porównaniu z nami. Sprzęt nie odgrywa decydującej roli w naszej kampanii. Dotychczas rozstrzygali­śmy wszystko za pomocą manewru. Najbardziej potrzebny nam jest sprzęt kolejowy w celu umożliwienia nam szybkich koncentracji lub przesunięć wojsk.

Wszelkie doświadczenia, nabyte przeze mnie w stosunku do bolszewików, napawają mnie wiarą w przyszłość. Są to żoł­nierze źle dowodzeni, źle prowadzeni, bez hartu ducha. Małe przednie straże biją się dobrze. Siły główne, idące za nimi, za­ledwie zasługują na miano wojska.

Badałem starannie walkę z bolszewikami. Oto wynik mych dotychczasowych doświadczeń. W obronie bolszewicy trzymają się aż do wieczora. Gdy wieczór zapada – uciekają. W natarciu mogą walczyć tylko w ciągu kilku godzin; nastę­pnie załamuje się ich hart ducha i są do niczego.

W zakresie manewru wojsko bolszewickie jest bardzo słabe.

Naprawdę, nie uważam go za bardzo groźne, chociaż ofi­cerowie niemieccy je szkolą i opracowują plany sztabowe.

 

A Kołczak?[1]zaoponowałem.

            Odpowiedział mi szczery wybuch śmiechu.

 

Kołczak był gorszy. Jego armia, złożona z oficerów bez żołnierzy lub najemników bez patriotyzmu, była ponadto źle zorganizowana. Straże przednie biły się dobrze. Siły główne mniej były jeszcze warte, niż bolszewicy.

Nie obawiam się również w danej chwili Niemców, któ­rzy później staną się dla nas strasznym niebezpieczeństwem. Byłem bardzo zaniepokojony koncentracją niemiecką w Kur­landii. Wiedziałem, że są dobrze uzbrojeni, dobrze zorganizo­wani, zaopatrzeni we wszystko. Ale wojskom tym brakowało zapału i widzieliśmy, jak Łotysze, źle wyekwipowani, bez amu­nicji, bez artylerii, posiadając zaledwie dwie nędzne baterie, pobili zupełnie tych wielkich wojowników[2]. Jest to fakt, nie dający się wytłumaczyć, o ile się nie weźmie pod uwagę pew­nego rozprzężenia duchowego Niemców. Są oni przybici. Cię­żar klęski ich przygniata. I na przekór Ludendorffowi, Hoffmanowi[3] oraz wszystkim, którzy marzą o powrocie monarchii dzięki jakiejś akcji na terenie Rosji, jestem przekonany, że Niemcy nie będą się bili z bolszewikami. Są oni zupełnie wy­czerpani. Naród niemiecki ugina się pod tym ciężarem.

 

Pan Generał powraca z Wilna? Zechce mi Pan opo­wiedzieć swe wrażenia z podróży?

Twarz Naczelnika Państwa rozjaśnia się i promienieje.

 

Jestem wszak dzieckiem tego kraju! Wszyscy mnie znają i kochają. Jestem miejscową sławą – mówił mi, śmiejąc się. – Przyjmują mnie w Wilnie, jak obywatela miasta, który dzieli wszystkie jego aspiracje.

 

Czy w Wilnie jest tylu Żydów, jak o tym mówią?

 

Liczba ich znacznie zmalała. Przed wojną Wilno li­czyło 200.000 mieszkańców. Od tego czasu przyłączono do mia­sta wszystkie okolice podmiejskie. A tymczasem miasto liczy zaledwie 120.000 mieszkańców. Dużo Żydów wyjechało.

 

Jaka jest polityka Pana Generała w stosunku do Li­twy, Białorusi i Ukrainy?

 

Jestem realistą bez uprzedzeń i bez teorii. Uważam jedynie, że należy z góry dobrze obliczyć środki, jakimi się roz­porządza, i dostosować je do celu, do którego się dąży.

Wola krajów, przez nas okupowanych, jest dla mnie je­dynym czynnikiem decydującym. Za nic w świecie nie chciał­bym, żeby Polska posiadała wielkie przestrzenie, zamieszkane przez ludność wrogo usposobioną. Historia dowiodła nam, że na długą metę te niejednolite skupienia ludności są nie­bezpieczne. Proszę spojrzeć na Austrię, proszę spojrzeć na Ro­sję. A kraj odradzający się – jak Polska, nie powinien się obarczać równie kosztownymi kłopotami.

Na bagnetach niesiemy tym nieszczęśliwym krajom wol­ność bez zastrzeżeń. Wiem, że wielu Polaków nie podziela mego zdania. Przypisują oni „niedomogowi mózgu i serca” niechęć niektórych sąsiadów naszych do zostania Polakami. Są oni w głębi duszy i nieświadomie Polakami, mó­wią niektórzy z naszych patriotów. Takim językiem przema­wiali Rosjanie i Niemcy. Oni również przypisywali niedomogowi mózgu i serca wstręt Polaków do Rosji lub Niemiec.

Przyniesienie wolności ludom z nami sąsiadującym, bę­dzie chlubą mego życia, jako męża stanu i żołnierza. Znam więzy historyczne, które je z nami łączą; wiem, że więzy te za­cieśniały się nieraz po rozbiorze Polski. Oswobadzając tych uciśnionych, chcę tym samym zatrzeć ostatnie ślady rozbioru.

Przywiązać ich do Polski przemocą – nigdy w życiu! Byłoby to odpowiadać nowymi gwałtami na gwałty popełnione w przeszłości.

 

Wywiad został ogłoszony w dzienniku paryskim „Echo de Paris” z 12 lutego 1920 r. z datą: „Warszawa luty”, a pod­pisany był przez Charles Bonnefon’a. Wywiad nie był auto­ryzowany. Tekst podajemy w przekładzie z oryginału francuskiego.

 

za: Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, Warszawa 1937, tom V, pod red. Kazimierza Świtalskiego

[1] Kołczak Aleksander, admirał rosyjski, dowódca przeciwrewolucyjnej armii na Syberii. W początkach 1920 r. jego armia była już w zu­pełnym rozprężeniu, a on sam został 20 lutego 1920 r. rozstrzelany w Irkucku przez bolszewików.

[2] W listopadzie 1919 r. wojska łotewskie pobiły oddziały niemiec­kie Bermondta i zmusiły je do wycofania się z ziemi łotewskiej.

[3] Gen. Max Hoffmann, szef sztabu wschodniego frontu niemiec­kiego.

Sponsorzy:

Muzeum Historii Polski Patriotyzm Jutra

Dofinansowano ze środków MHP w ramach programu „Patriotyzm Jutra”

Teksty prezentowane na niniejszej stronie są dostępne na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa – 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej i Autorów tekstów.

Ilustracje, design: Stereoplan