173. posiedzenie Sejmu Ustawodawczego – 15 października 1920 r.

Zabiera głos poseł Buzek.

Wysoki Sejmie! Dzień 12 października r. b., jako dzień podpisania preliminarzy pokojowych w Rydze, stanowi bez wątpienia dzień najradośniejszy, w krótkiej, bo niespełna dwuletniej historii naszej niepodległości narodowej. Po tylu rozczarowaniach, po tylu porażkach, zmarnowanych sposobnościach i straconych nadziejach, nareszcie dzień jasny, dzień niezaprzeczonego tryumfu. Jak wiadomo, bój nasz o nasze granice zachodnie skończył się szeregiem niepowodzeń, ba, można powiedzieć, klęsk. I tak, nie mamy zapewnionego bezwzględnie pewnego dostępu do morza, zależy on bowiem od zawodnej polityki sprzymierzeńców i w części nawet od dobrej woli Gdańszczan. Mazury i Warmia są definitywnie stracone, czyli przeszło 12.000 km. kw. ziemi bezsprzecznie polskiej z ludnością około półmilionową. Na Śląsku Górnym mamy stoczyć ciężką walkę, plebiscytową, ciężką nie dlatego jakoby większość ludności mieszkającej na Górnym Śląsku nie chciała, nie dążyła z całych sił do połączenia się z Polską, lecz dlatego, że grozi nam sfałszowanie plebiscytu na wypadek, gdyby sprzymierzeńcy przyznali prawo głosu także tym setkom tysięcy Niemców, mieszkających nie na Górnym Śląsku, ale od szeregu lat w Westfalii lub innych prowincjach niemieckich a mających z Górnym Śląskiem tyle wspólnego, że tam się urodzili, albo też w podstępny sposób uzyskali poświadczenie że się na Górnym Śląsku urodzili.

Jakże zupełnie inne są wyniki naszego boju o granice nasze na wschodzie! Na podstawie preliminarzy pokojowych w Rydze niedawno podpisanych nabywamy na wschodzie, na wschód od linii Curzona z obszaru b. imperium rosyjskiego obszar ziemi nie mniejszy, niż 130. km. kw. z ludnością – już po odliczeniu strat spowodowanych wojną przeszło 5-miljonową. By ocenić doniosłość tego faktu wystarczy przypomnieć, że Polska w granicach linii Curzona, więc w tych granicach w jakich ją polityka angielska chciała wyznaczyć, liczyłaby tylko 251.000 km. kw., i to już w tym przypuszczeniu, że cała Galicja Wschodnia należałaby do Rzplitej Polskiej. Gdyby zaś odliczyć od Polski także tę część Galicji Wschodniej, która leży na wschód od linii Curzona, to okazałoby się że nasza Rzeczpospolita miałaby tylko około 210.000 km. kw. i około 19 milionów mieszkańców. Tymczasem na podstawie triumfu naszego w Rydze obszar Rzplitej Polskiej będzie wynosił nie 210.000, ale okrągłe 380.000 ze Śląskiem Górnym 390.000 km. kw., a ludność naszej Rzplitej będzie wynosiła nie przeszło 19 milionów, ale przeszło 29 milionów, a wzgl. ze Śląskiem Górnym 31 milionów mieszkańców.

Radość nasza z rezultatu, osiągniętego w Rydze, jest tym większa, iż rezultat ten mamy do zawdzięczenia przede wszystkim sobie samym. (Głos: Tak jest). Z wyjątkiem sojuszniczej Francji, która w najcięższych chwilach była naszym wiernym sekundantem w naszym pojedynku z potęgą bolszewicką, z wyjątkiem Francji, która nie szczędziła nam wydatnej pomocy, czy to dyplomatycznej, czy w oficerach, czy w materiale wojennym, inni nasi sojusznicy ograniczali się tylko do platonicznych słów i do rad, krępujących naszą swobodę działania. Nie brak było nawet wśród nich takich, którzy składali nas do grobu i przemyśliwali nad sposobami przeprowadzenia nowego podziału Polski. Pierwszą tego zapowiedzią była decyzja Rady Ambasadorów z dnia 28 lipca r. b., przyznająca znaczną część polskiego Śląska Cieszyńskiego, polskiego Spiszą i Orawy Czechom, jeden z dyplomatów angielskich zapytany, dlaczego szmat ziemi polskiej oddano Czechom, jakkolwiek Rada Ambasadorów dobrze wiedziała, iż ludność największej części tego kraju w plebiscycie mimo najgorszych nawet okoliczności bezwarunkowo za Polską by się oświadczyła, odpowiedział, iż w chwili wydawania orzeczenia Rada Ambasadorów musiała się liczyć z upadkiem Polski, jako z faktem bezpośrednio grożącym, więc nie dziw, że przyznano część ziemi polskiej potęgom obcym. Dodajmy do tego fakt gorzkiego upokorzenia, jakie spotkało nas w Spa, przypomnijmy sobie, jak daleko w drugiej połowie lipca stały armie sowieckie wewnątrz Rzeczypospolitej Polskiej, a będziemy mieli obraz położenia, w jakim się znajdowała nasza Rzeczpospolita w chwili powstania niniejszego gabinetu Witosa.

Zasługą historyczną tego gabinetu jest i pozostaje, iż udało mu się zjednoczyć do walki z najeźdźcą cały naród, udało mu się porwać do tej walki najszersze masy ludu włościańskiego i roboczego, tak, że najeźdźca bolszewicki spotkał się wszędzie z biernym lub czynnym, bo zbrojnym oporem ludności, a za sprzymierzeńców w narodzie polskim znalazł tylko nieliczne jednostki. Gabinetowi Witosa udało się dalej wzbudzić ufność w masach do własnych naszych sił, udało mu się wzniecić zapał i patriotyzm tak gorący, iż owładnął cofającą się armią i umożliwił Naczelnemu Wodzowi przeprowadzenie jego genialnego planu strategicznego.

Najlepiej określił naszą historię w ciągu dwóch, trzech ostatnich miesięcy publicysta francuski Pernot, nazywając te miesiące czasem próby dla Polski, czasem, w którym Polska zdawała egzamin, czy potrafi być narodem, czy też nie. Egzamin ten zdaliśmy i to drugi powód, dlaczego dzień 12 października, w którym kolega nasz p. Dąbski podpisał preliminaria pokojowe jest dla nas dniem radości i chwały, dlaczego do gabinetu Witosa, którego energii ten rezultat najbardziej mamy do zawdzięczenia, odnosimy się z ufnością i uznaniem. (Brawa).

Z uznaniem tez przyjęliśmy wczorajszą deklarację p. Prezesa Ministrów w sprawie litewskiej. Mam zaszczyt oświadczyć W imieniu klubu P. S. L, iż z deklaracją tą zupełnie się solidaryzujmy.

Winę ostatnich zajść Wileńskich należy przypisać wyłącznie faktowi, że rząd bolszewicki, zawierając pokój z Litwą zdeptał prawo samostanowienia ludności miasta Wilna i ziemi wileńskiej. Tak samo, jak już tyle razu w ciągu ostatnich lat usiłowano i tu dysponować cudzym dobrem, rozporządzać, nie pytając właściwego gospodarza tej ziemi. Jest rzeczą tedy zupełnie naturalną, że ci synowie ziemi Wileńskiej, których prawo w ten sposób zgwałcono, upomnieli się o nie, nie bacząc, iż wchodzą w bolesny konflikt z powinnością żołnierską. Naszym zdaniem Rząd nasz zajął stanowisko zupełnie poprawne, oświadczając iż uważa polską etnograficzną część Litwy już teraz za część Polski, ponieważ ludność tamtejsza w ciągu przeszłego i bieżącego roku złożyła kilkakrotnie niezbite dowody, iż wolą jej jest stać się integralną częścią Rzeczypospolitej polskiej.

Również witamy z zadowoleniem dalsze oświadczenie Rządu, iż uznaje rząd tymczasowy wileński pod warunkiem, iż ten rząd jak najprędzej przeprowadzi wybory powszechne i równe do sejmu wileńskiego, który to sejm zadecyduje ostatecznie o losach swej ziemi. Mamy nadzielę, że w ten sposób uda się nam przekonać tę część opinii publicznej zagranicznej, która chce się kierować sprawiedliwością i słusznością, iż przyłączenie ziemi wileńskiej do Polski nie jest wypływem dążności imperialistycznych, lecz naturalnym faktem łączenia się braci z braćmi. (Brawa).

Rozumie się samo przez się, iż gorąco witamy wreszcie także ostatni ustęp deklaracji p. Prezydenta Ministrów zapewniający, iż potrafimy obronić prawo samostanowienia ludności ziemi Wileńskiej, jeżeliby prawo to zbrojną ręką z zewnątrz było zagrożone.

Ze szczególnym zadowoleniem powitaliśmy w exposé p. Prezydenta Ministrów, wygłoszone dn. 24 września, ustęp dotyczący Śląska Cieszyńskiego, Spiszą i Orawy. W exposé tym stwierdza Rząd, iż „Czechom zostały przyznane nawet okręgi czysto polskie, do których Czesi nie powinni nigdy rościć pretensji”. „Naród nasz i Rząd”— mówi dalej exposé Prezydenta Ministrów; „nigdy nie pożądał cudzych ziemi, tym bardziej też nie może zrozumieć krzywdy, jaką mu wyrok w sprawie Śląska Cieszyńskiego i Spiszą wyrządził. Wyrok ten wykopał przepaść między obu narodami, a w interesie obu narodów leży zasypanie tej przepaści”. Interpretując te słowa Prezydenta Ministrów, nie mylimy się chyba, twierdząc, że p. Prezes Ministrów chciał przez to powiedzieć, że zasypanie tej przepaści jest niemożliwym bez rewizji niesprawiedliwego orzeczenia Rady Ambasadorów, rewizji, która by oddała Polsce zabrane jej kraje polskie. Wzywamy Rząd, żeby poczynił wszystko co do niego należy, aby do tej rewizji jak najprędzej doszło. Równocześnie jednak pozwalam sobie zwrócić uwagę Rządu, iż druga strona tj. Czesi pragną widocznie w zupełnie inny sposób dojść do zasypania tej przepaści. Uważają oni Polskę widocznie za tak słabą, iż myślą na serio o zupełnym sczechizowaniu przyznanej im ziemi Cieszyńskiej w ciągu najbliższych lat za pomocą najbrutalniejszych gwałtów. Równocześnie zaś łudzą się nadzieją, iż Polska wobec tych gwałtów będzie nie tylko milczała, ale nawet przez utrzymanie serdecznych stosunków z Czechami, przez zawieranie z nimi bezużytecznych praktycznie traktatów, wszystkie te gwałty milcząco zaaprobuje, oczyszczając. w ten sposób Czechów w opinii świata. Że takie są w rzeczywistości zamiary rządu czeskiego pozwolę sobie, szczegółowo uzasadnić.

Przede wszystkim muszę wspomnieć, że Czesi zawarli z mocarstwami sprzymierzonymi w Saint Germain konwencję z dn. 10 września 1919 r. Art. 2 tej konwencji zabezpiecza mniejszościom narodowym szereg praw, zwłaszcza zupełne bezpieczeństwo życia wolności i pobytu. Art. 9 zaś zapewnia szkołom mniejszości zupełną swobodę rozwoju. W artykule tym przyrzekają Czesi nawet wypłacanie dotacji szkołom niemieckim, polskim itd., z funduszów publicznych państwa, powiatów i gmin. Te przepisy konwencji z 10 września 1910 r. znalazły się także w konstytucji czesko-słowackiej z 29 lutego 1920 r. Mianowicie art. 2 konwencji został przyjęty przez art. 106 konstytucji, a art. 9 konwencji został zatwierdzony przez artykuł 131 i 132 konstytucji. Stwierdzam więc, że Czesi tak na mocy swego wewnętrznego prawa konstytucyjnego jak i na mocy konwencji międzynarodowej są zobowiązani do poszanowania praw naszej ludności w Czechosłowacji. Zobaczymy jak wykonują w praktyce te zobowiązania prawne? Wpierw jednak powinienem zaznaczyć, iż Czesi zaprowadzili na Śląsku a także na Spiszu i Orawie zupełnie obce rządy, wykluczające zupełnie ludność polską nawet od udziału w życiu gminnym. Dawne miejscowe rady i zarządy gminne rozwiązali i wszędzie zastąpili je przez mianowane komisje administracyjne i przez mianowanych wójtów. Tych mianowanych wójtów Czesi uważają za reprezentantów gmin i za ich pomocą prowadzą robotę, zdążającą do gwałtownego wynaradawiania Śląska Cieszyńskiego.

Przede wszystkim dążą Czesi do wydalenia ludności polskiej z jej siedzib. Największa część tej ludności z małymi wyjątkami posiada obywatelstwo czesko-słowackie na mocy orzeczenia Rady Ambasadorów z dn. 28 lipca. Wydalać ich nie mają więc Czesi prawa. Tymczasem co się dzieje? Wczoraj jeden z naszych kolegów przyjechał ze Śląska Cieszyńskiego i spotkał na dworcu w Dziedzicach 350 rodzin, które Czesi gwałtem wyrzucili z siedzib ojczystych, rodziny te z połamanymi przez Czechów meblami i urządzeniem zmuszone są czekać całymi dniami na wyszukanie im przytułku w Polsce. (P. Reger: Trzeba zaznaczyć, że to są najnowsze wypadki i nie trzeba zapominać o 5.000 wydalonych dawniej). Dalej przypominam, że przed 10 dniami Czesi wydalili 63 kolejarzy dlatego, że na zapytanie odpowiedzieli, że są narodowości polskiej. To są kolejarze Ślązacy poddani Czecho-Słowacji, ale zaliczają się do narodowości polskiej i nie mieli zamiaru tego się zaprzeć. Wbrew prawu międzynarodowemu wydalono ich. Przed kilku dniami znowu 63 takich kolejarzy wydalono, razem więc 126 (P. Reger: Słyszycie: 126 kolejarzy wydalono, a tutaj tymczasem Rząd układa się z tymi gałganami, jakieś pertraktacje się odbywają! Ich trzeba kamieniami wyścigać z Warszawy. Głos: Gdzie jest Sapieha? p. Reger. Trzeba się Rządu zapytać, jakiem prawem z Czechami się układa!)          

 

Marszałek:

Muszę posłowi zwrócić uwagę, że narodu, z którym nie prowadzimy wojny, nie można nazywać gałganami.    

 

  1. Reger:

Dlaczego p. Marszałek nie powie, że oni robią gałgaństwa?

 

Marszałek:

Takich wyrażeń używać nie wolno.

 

  1. Buzek:

Proszę Panów, pozwólcie bym dalsze metody wyrzucania naszej ludności ze Śląska Cieszyńskiego opisał. W gminach, gdzie jest czeski przełożony gminy, ci przełożeni zwołują zebrania swoich adherentów, swoich bojówek i uchwalają na tych zebraniach, że ci a ci obywatele polscy, którzy są im solą w oku, powinni opuścić w ciągu kilku lub kilkunastu dni swoje siedziby, powinni wyprzedać swoje chaty i gospodarstwa, i wynieść się do Polski. Mam tu kilka takich wyroków, wydanych przez niejakiego Smuka Jendricha, gmina Rychwałd. Jeden z nich opiewa, iż „Kasper Lekki powinien do miesiąca swój majątek sprzedać i wynieść się z gminy”, bo inaczej nie ręczy się za jego bezpieczeństwo osobiste. Ja zaznaczam, że całe stosy takich kartek zostały przysłane do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Pytam się, jaki użytek Ministerstwo z tych faktów zrobiło? (Głos: W piecu tym pali). Przypominam, że Czesi na podstawie konwencji i własnej konstytucji są obowiązani do ochraniania tych swoich obywateli, bo to nie są nasi, tylko ich obywatele. Jeśli Czesi tego obowiązku nie wypełniają, to po co zawierać z nimi jakiś nowy traktat, mający na celu taką ochronę naszej ludności. Po co sypać zagranicy piaskiem w oczy, że stosunki się ! łagodzą, że mamy nadzieję, że będzie lepiej?

Zanim Czesi nie dadzą gwarancji, że już te przepisy, które obecnie są w mocy będą przestrzegane, to moim zdaniem żadnych dalszych układów z nimi zawierać by nie należało! (Brawa).

Przejdźmy jednak dalej do faktów niemniej bolesnych. Największym skarbem naszej ludności są nasze szkoły; zdobyliśmy je na Śląsku Cieszyńskim ciężką walką z Niemcami i Czechami. Dn. 10 sierpnia br., gdy musieliśmy oddać Czechom ten nasz dorobek kulturalny, oddaliśmy im 106 szkół polskich, mających 407 klas, 400 nauczycieli i 25,000 uczniów. Otóż jeszcze w sierpniu była deputacja u czeskiego referenta szkolnego w Opawie, p. Barona, aby się dowiedzieć jakie są zamiany rządu czeskiego wobec szkolnictwa polskiego. A ten p. Baron im powiedział, że w ciągu 5 lat nie będzie szkoły polskiej w rzeczypospolitej czeskiej. (Głos: Ale w swoim czasie składał przysięgę na wierność Rządowi polskiemu). Gdy mi nauczyciele o tym mówili, powiedziałem im: Nie martwcie się Panowie to nie jest możliwym, przecież Czesi mają przepisy swojej konstytucji, która gwarantuje nam istnienie tych szkół i są zresztą zobowiązani konwencją międzynarodowa do utrzymania tych szkół, więc to co Baron mówi jest chyba niemożliwe. Tymczasem muszę wyznać, żem się mylił, że słuszność miał p. Baron. Dotychczas 1/3 część tego szkolnictwa już nie istnieje, została przekształcona na szkoły czeskie. Mianowicie: zamknięto szkół polskich 30, liczących 100 klas a 6300 dzieci zmuszono przejść do szkół czeskich. (Głos: To niesłychane). Jak to jeszcze opiszę. Reszta tych szkół polskich jest z małymi wyjątkami obecnie nieczynną Czesi bowiem, nie mogąc ich sczechizować, uniemożliwiają im normalne funkcjonowanie za pomocą różnych środków, a przede wszystkim przez wypędzanie nauczycieli. Nie mniej jak 70 nauczycieli zwolnili Czesi bez odszkodowania z obowiązkiem wyprowadzenia się w ciągu dni 8. W Hulczyńskim – to jest ta część Śląska Górnego (pruskiego), którą Czesi dostali, – mieli Czesi do czynienia ze szkołami niemieckimi i z nauczycielami Niemcami. Niemcom tym wypowiedzieli ale dali im urlopy, a to najczęściej jednoroczne, co najmniej 6 miesięczne, ażeby ci nauczyciele Niemcy mogli sobie wyszukać nowe posady. Naszych nauczycieli wyrzuca się tymczasem W ciągu dni 8 i to w jaki sposób?

Józef Biłka, od 20 lat kierownik szkoły polskiej w Rychwałdzie otrzymał d. 18 sierpnia rb. z urzędu gminnego wypowiedzenie mieszkania służbowego. Zainterpelowany starosta powiatu Hering odpowiedział: „Przysięgaliście Polskiej Komisji Szkolnej, odsyłaliście dopisy czeskie, dlatego nie mamy powodu Was bronić”. Wieczorem zjawiło się u Biłki trzech pałkarzy czeskich i wezwali go, by najbliższym pociągiem wyjechał z Rychwałdu, gdyż w gminie mieszkać nie może. Banda pałkarzy odprowadziła Biłkę na dworzec i zagroziła mu, by się nie odważył pokazać więcej w Rychwałdzie. (Głos: To nie są łajdacy, tylko zwyczajni bandyci).

Nauczycieli Polaków chcą dalej władze czeskie za pomocą różnych szykan tak zrazić, by się sami wyprowadzili do Rzeczypospolitej Polskiej. I tak nie wypłaca się im bardzo często pensji, tylko zaliczki, przenosi się ich do innych gmin, tam nie daje się im żadnego mieszkania, tak, że nie mogą pełnić swoich czynności. W ten sposób przeniesiono przeszło 50 nauczycieli nie przydzielając im, mieszkania w gminach do których ich przeniesiono.

Podobnie jak z nami, postępują zresztą Czesi z Niemcami. Niemcy odpowiedzieli na te gwałty powszechnym strajkiem dzieci szkolnych. Nasza ludność chciała się do tego strajku przyłączyć, ażeby w ten sposób zaprotestować przeciwko uciskowi czeskiemu. Wtedy starosta Hering przyrzekł ludności, iż Czesi zmienią swe postępowanie, a gdy skutkiem tego strajku zaniechano, puścili Czesi na nowo w ruch cały aparat prześladowań. Do jakich gwałtów Czesi się posuwają wynika z następujących przykładów: Z ofiar całej Polski Macierz Szkolna zbudowała szkołę ludową i wydziałową we Frysztacie, Czesi tę szkołę zamknęli, a budynek zabrali. Wszystkie niemal szkoły polskie w okolicy Bogumina zostały zamknięte. Weźmy np. szkoły w Zabłociu. W szkole w Zabłociu Czesi urządzili wpisy szkolne do obu szkól, polskiej i czeskiej, w tej samej klasie polskiej szkoły, pomimo że mają swój budynek szkolny. Rodzicom, zapisującym dzieci do szkoły polskiej, odgrażali się, że się ich wyrzuci z gminy i pozbawi pracy i kart chlebowych.

Pomimo terroru czeskiego, w pierwszym dniu zapisało się do szkoły polskiej 60 dzieci. To rozdrażniło Czechów, wobec czego wyrzucili przede wszystkim mężów zaufania rodziców polskich z kancelarii szkolnej, zaś nasłana przez mianowanego naczelnika gminy banda pałkarzy czeskich, składająca się z 30 ludzi, rozpędziła zebranych do wpisów rodziców polskich. Wydarto nauczycielowi akta wpisowe i katalogi szkolne, zniszczono je, nauczyciela zaś wezwano, by gminę opuścił. Bojówki czeskie zmusiły go pod grozą użycia gwałtu do wyniesienia się z urządzeniem z Zabłocia. Według pisma daty szkolnej miejscowej z d. 31 sierpnia rb. zakazano wpisywać dzieci rodziców polskich do szkoły polskiej, uzasadniając to tym, iż z chwilą przejęcia tej części Śląska przez Czechosłowację, lud śląski stał się czechosłowackim i dlatego też dzieci jego należą do szkół czechosłowackich. Kiedy z tym aktem nauczyciel udał się do starosty powiatu Heringa, oświadczył mu tenże, że to jest całkiem „sprawne”, to znaczy wszystko w porządku. Mimo tych szykan udało się w niektórych gminach koło Bogumina otworzyć szkoły polskie. Otóż szkoły te w tych dniach pozamykano jak np. w Niemieckiej i Polskiej Lutyni i w Skrzeczoniu. W jaki sposób to się stało dowodzi telegram, który otrzymał klub posłów socjalistycznych, a który proszono mnie odczytać. Telegram ten opiewa: (czyta) „10 października bojówka czeska wyrzuciła dzieci ze szkoły polskiej z Skrzeczoniu i czeski kierownik Stepan zaprowadził je do szkoły czeskiej. Prosimy o interwencję”.

A więc bojówki czeskie wyrzucają dzieci ze szkół polskich i przeprowadzają je gwałtem do szkoły czeskiej. Czy to ma być przygrywka do tych układów, które się obecnie toczą w Warszawie? Nie wyobrażam sobie, iżby było rzeczą możliwą, gdy druga strona prowadzi tego rodzaju wojnę w celu sczechizowania ludności naszej, żebyśmy mogli obradować z Czechami, udając, że o niczym nie wiemy. (Głos: Hańba im! A co na to Rząd?).

Pomimo, że czeka nas jeszcze uregulowanie kwestii wileńskiej, plebiscyt na Górnym Śląsku i niezbędna rewizja granic na Śląsku Cieszyńskim, Spiszu i Orawie, możemy twierdzić, że zewnętrzna budowa Państwa naszego jest w głównych zarysach ukończoną. Chodzi teraz o wewnętrzną rozbudowę naszej państwowości. Przytaczany już przeze mnie pisarz francuski Pernot określił zadania Polski jak następuje: Polacy dowiedli, że są narodem, teraz muszą dowieść pracą wewnętrzną, że potrafią być państwem. Otóż pod tym względem należy nam dążyć przede wszystkim do szczęśliwego rozwiązania dwóch najważniejszych problematów chwili obecnej, mianowicie problematu równowagi finansowej i problematu reformy ustroju administracyjnego. Oba te problematy są zresztą ściśle ze sobą połączone.

Według obliczeń bynajmniej nie wygórowanych, nasz deficyt za r. 1920 będzie wynosił około 50 miliardów marek. Wydatki nasze przekraczają bowiem kwotę 60 miliardów, dochody zaś nie dosięgają 10 miliardów. Jakie są przyczyny tego ogromnego, tego zatrważającego deficytu?

Przede wszystkie m wojna! Wojna powoduje bezpośrednio ogromne wydatki. Okrągłe 2/3 naszego budżetu pochłania bowiem wojsko i prowadzenie wojny. Wojna dalej rujnowała nasze finanse pośrednio, nie pozwalała bowiem na normalne funkcjonowanie naszego organizmu gospodarczego i zmuszała nas do czynienia zwiększonych wydatków także w dziedzinie administracji cywilnej. Otóż, dzięki Bogu, wojna się kończy, jednakże skutków finansowych tego faktu nie należy zbyt optymistycznie oceniać.

Przede wszystkim nie należy zapominać, że pomimo zawarcia pokoju będziemy musieli utrzymywać jeszcze przez czas dłuższy armię, i to armię około 300.000 ludzi, a to sądząc z liczebności armii jakie utrzymują ci nasi sąsiedzi, których traktat pokojowy nie zmusił jeszcze do redukcji swoich sił zbrojnych. Oczywiście utrzymanie takiej armii będzie nasz budżet dość znacznie obciążało. Dalej należy pamiętać, że nawet po odliczeniu wydatków wojskowych, wydatki obecne skarbu naszego wynoszą przeszło 20 miliardów, tak, iż po ukończeniu wojny należy się liczyć z budżetem około 30 miliardów. Otóż nie może być mowy, ażeby tę kwotę uzyskać wyłącznie z podwyższenia podatków, bo inaczej byłoby nasze gospodarstwo społeczne tak obciążone, iż nie potrafilibyśmy konkurować z zagranicą.

Z tego powodu pozostaje tylko jedna droga, ażeby dojść do równowagi finansowej, mianowicie: zmniejszenie naszych wydatków. Tym więcej zaś możemy to uczynić, iż rzeczywiście nasz budżet czyni często wydatki niekonieczne, albo też w wysokości, która nie odpowiada rzeczywistym potrzebom. Różne się składają na to przyczyny. Przede wszystkim należy pamiętać, iż fatalnie odbił się na naszej gospodarce finansowej fakt, że właściwie gospodarujemy bez budżetu. Gdybyśmy mieli budżet, no to ostatecznie byłby jakiś plan gospodarczy i Ministerstwo Skarbu w swoich utarczkach z poszczególnymi ministerstwami, z poszczególnymi władzami miałoby bardzo silny punkt oparcia, silną podstawę prawną. Poszczególne ministerstwa mogłyby bowiem czynić tylko wydatki budżetem przewidziane. Tymczasem obecnie wydatkuje się bez budżetu i wydatkuje się bardzo często, albo na rzeczy absolutnie niepotrzebne, albo też czyni się wydatki zbyt wysokie. Zwłaszcza pewne życie nad stan odbija się fatalnie na naszym budżecie. Do tego przekonania można dojść jeżeli porównamy budżet nasz z budżetami innych państw.

Przytoczę tu kilka przykładów. Wszyscy koledzy otrzymali preliminarz naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a ja przeglądałem także preliminarze innych państw. Otóż przypuszczam, że pensje i pobory naszych ambasadorów w państwach zagranicznych powinnyby mniej więcej odpowiadać takim pensjom, jakie np. płaci Belgia swoim ambasadorom zagranicznym. Państwo to płaci dobrze, ale oszczędnie. Otóż bardzo ciekawe jest porównanie poborów ambasadorów belgijskich, np. w Paryżu i w Londynie z poborami naszych ambasadorów W Paryżu i Londynie. Belgijscy ambasadorowie otrzymują według ostatniego budżetu 50.000 fr. pensji rocznie, dodatek reprezentacyjny wynosi 90.000, razem pobierają więc 120000 fr. Według naszego budżetu ambasador nasz dostaje rocznie 166.800 fr., tzn. okrągło, według obecnego kursu, nasz ambasador w Paryżu i Londynie pobiera płacę o około 800.000 mk. więcej, aniżeli ambasador belgijski. Belgia płaci swemu ambasadorowi w Bukareszcie 56.000 fr.: tj. 26.000 pensji i 30.000 dodatku na reprezentację. Nasz ambasador w Rumunii pobiera 76.800 fr., tj. o 20.800 fr. więcej. Belgijski ambasador w Polsce otrzymuje 20.000 pensji i 23.000 fr. dodatku na koszty reprezentacji, razem 45.000 fr. Nasz ambasador zaś w Brukseli pobiera 64.600 fr. Drugą przyczyną deficytu naszego budżetu, jest zbyt wielka liczba naszych urzędników. Należy przede wszystkim stwierdzić, że we wszystkich państwach w czasie wojny liczba urzędników znacznie wzrosła i wszędzie nasuwa się problem zmniejszenia ich liczby. Jednak wzrost był różny w rozmaitych krajach. Są kraje, gdzie liczba urzędników nie bardzo wzrosła, a są kraje, gdzie wzrosła nadmiernie. Nasz kraj należy do krajów – szczególniej w niektórych resortach – z najbardziej wygórowaną liczbą urzędników. Weźcie Panowie np. nasze Ministerstwo Wojny. Według cyfr, umieszczonych w objaśnieniach do przedłożonego nam budżetu, posiada ono samych urzędników, nie licząc służby 1457 wojskowych, a 1364 cywilnych, co daje 2821 urzędników. Otóż nasze Ministerstwo Wojny ma blisko dwa razy więcej urzędników, niż najliczniejsze, po naszym Ministerstwie Wojny ministerstwo francuskie, a więc w porównaniu z innymi Ministerstwami ta dysproporcja jest jeszcze większą. Należy się zastanowić, dlaczego nasze urzędy zajmują taki nadmiar sił urzędniczych. Otóż przyczyna leży po większej części w historii naszych urzędów centralnych. Budowano je i bez ograniczenia i bez kontroli, bez ram budżetu, bardzo często bez należytego planu, a jeśli był jakiś plan, to czysto formalny, czysto mechaniczny.

Zamiast czekać na potrzebę rzeczywistą i dopiero, gdy praca jest, stwarzać odpowiednie posady, postępowano często w inny sposób, potworzono według logiki abstrakcyjnej, według apriorystycznych zasad tyle a tyle sekcji, tyle a tyle wydziałów, tyle a tyle posad, co doprowadziło do niesłychanej hipertrofii ciała urzędniczego. Pracy zbyt wielka liczba urzędników nie ułatwia, tylko utrudnia. Im więcej zbytecznych kółek w maszynie, tym mniej sprawnie może maszyna iść, ponieważ każde kółko wytwarza tarcie.

Dalszą przyczyną nadmiernego rozrostu naszej biurokracji są nieokreślone kompetencje poszczególnych władz. Jest jednak rzeczą dobrą, że Rząd przystąpił nareszcie do ścisłego określenia tych kompetencji.

Dalej wymieniamy centralizację, to jest załatwianie wszystkiego przez władze centralne. Nie dziw, że załatwianie u władzy centralnej jest droższe, aniżeli załatwianie na miejscu, bo jeśli władze centralne chcą załatwić sprawę, to muszą najpierw zażądać opinii władz niższych, co powoduje rozwlekłą korespondencję i wymaga utrzymania zbyt wielu urzędników. Gdyby ta sprawa była załatwioną nie w centrali, ale na dole, to wtedy wystarczaliby urzędnicy na dole, a ci z centrali staliby się zbyteczni.

Dalej nie można oprzeć się wrażeniu że Państwo nasze zbyt wiele zadań na siebie przyjęło. Bardzo Wiele z tych zadań kończy się tym, że tworzy się urząd.

I bardzo często urzędy te nie mogą rozwinąć tej praktycznej działalności, dla której je powołano, tak, iż właściwie, wydatek, jaki się loży nie jest wydatkiem, dla osiągnięcia celu zamierzonego przez ustawodawcę, ale wydatkiem na pensje urzędnicze. Otóż należałoby poddać działalność naszych władz i nasze ustawodawstwo pewnej rewizji, skoncentrować działalność państwa na wielkie zadania, które się dadzą osiągnąć, i tutaj już nie szczędzić, ani kosztów, ani urzędników, ażeby rzeczywiście cele te zostały osiągnięte. Bo, pożal się Boże, w szeregu pierwszorzędnej wagi dziedzin my najprymitywniejszych celów naszej administracji nie zdołaliśmy osiągnąć. Przykładów chyba nie potrzeba przytaczać.

Dalej odbija się bardzo ujemnie na finansach naszych i na sprawności naszej administracji, nieodpowiedni podział władzy między państwem a samorządem. U nas panują pod tym względem jeszcze stosunki rosyjskie. Samorząd jest pozbawiony jakiejkolwiek samodzielności, oddany jest zupełnie na pastwę władzom przełożonym. Skutkiem tego jest także bardzo mały zakres działania, bardzo mała odpowiedzialność i życie na koszt zapomóg wypłacanych przez Ministerstwo Skarbu. Pod tym względem stosunki powinny się zmienić. Należy samorząd uwolnić od starostów, od zbytecznego nadzoru przez władze administracyjne w ogóle. Należy dalej samorząd postawić finansowo na własnych nogach, ażeby ciężary, jakie są wymagane na potrzeby lokalne o których decyduje samorząd, były pokrywane, o ile się to w ogóle da osiągnąć z funduszy lokalnych.

Szybkie uruchomienie samorządu uważam za rzecz najkonieczniejszą dla uzdrowienia naszych stosunków administracyjnych. Celem uruchomienia samorządu jest koniecznym oprócz nieodzownej reformy gminnej – stworzenie samorządu wojewódzkiego i sejmików wojewódzkich. Reforma gminna powinna się skoncentrować w trzech głównie punktach, mianowicie: w zastąpieniu zebrań gminnych przez rady gminne, w reformie prawa wyborczego gminnego w b. Małopolsce i w uniezależnieniu gmin od starostów. Punkt ciężkości reformy ustroju administracyjnego polega jednak na szybkim utworzeniu samorządów wojewódzkich i sejmików wojewódzkich. Celem głównym reformy administracji jest przecież osiągnięcie decentralizacji i oszczędności w budżecie państwowym. Cele te nie dadzą się osiągnąć inaczej, jak tylko przez to, iż zakres działania ministerstw będzie ograniczony na rzecz ciał samorządowych wojewódzkich.

Przeprowadzenia samorządu wojewódzkiego domagamy się jednak także z przyczyn natury politycznej. Słynny profesor prawa państwowego Gneist przedstawił w swoich dziełach, że ustrój samorządu angielskiego polegał we wszystkich wiekach na zupełnej harmonii między władzą wykonawczą, a władzą ustawodawczą. Harmonię tę osiągnięto w ten sposób, iż te same koła ludności, które posiadały prawo wyborcze do parlamentu i miały wskutek tego pośredni wpływ, na ustawodawstwo, były powołane także do wykonywania tych ustaw w samorządach. Otóż pod tym względem u nas harmonii niema. My uchwalamy ustawy, a biurokracja nasza w znacznej części ich nie wykonywa. Celem zharmonizowania działalności naszego Sejmu z działalnością administracji, należałoby administrację tę poddać pod ścisłą kontrolę ciał samorządowych, ciał pochodzących z takich samych wyborów, z jakich pochodzi sam Sejm. I dlatego domagamy się, by rady wojewódzkie otrzymały udział w sprawowaniu administracji państwowej. Podobnie sejmiki wojewódzkie powinnyby otrzymać także udział w ustawodawstwie, o ile ono dotyczy spraw gospodarczych, zwłaszcza lokalnego znaczenia. Przewiduje to zresztą art. 3 naszego projektu Konstytucji. Przekazanie sejmikom wojewódzkim pewnych funkcji ustawodawczych, przekazanie radom wojewódzkim udziału w administracji państwowej, ułatwiłoby nam nareszcie uwzględnienie różnic i odrębności gospodarczych i kulturalnych, zachodzących między różnymi dzielnicami Polski i w ten sposób ułatwiłoby nam także zniesienie obecnych odrębności prawno-politycznych b. dzielnicy pruskiej, bez ujmy dla tej dzielnicy. Dotychczasowe stanowisko prawne b. dzielnicy pruskiej jest anomalią w naszym ustroju państwowym. Główną jego cechą ujemną jest to, że polega ono wyłącznie na istnieniu Ministerstwa b. Dzielnicy Pruskiej, które właściwie nie podlega ani intensywnej kontroli Sejmu, ani tym mniej kontroli społeczeństwa miejscowego. Otóż gdybyśmy dziś stworzyli, sejmiki wojewódzkie w całej Polsce i tak samo rady wojewódzkie powołali do życia w całej Polsce, to sprawa byłaby od razu rozwiązana. W całej Polsce, czy to w Wielkopolsce, czy na Pomorzu, czy w okolicach Warszawy, czy Krakowa, dalibyśmy ludności sposobność do zaspokojenia swoich lokalnych potrzeb stosownie do miejscowych warunków, uczynilibyśmy tę ludność niezależną od biurokracji centralnej i w ten sposób przyczynilibyśmy się także do usunięcia tej wojny domowej, jakiej byliśmy tutaj podczas obecnej rozprawy świadkami pomiędzy reprezentantami województwa pomorskiego a poznańskiego.

Celem wprowadzenia samorządów wojewódzkich należy więc utworzyć: 1) sejmiki wojewódzkie, pochodzące z powszechnych wyborów ludności, 2) rady wojewódzkie wybrane przez sejmiki wojewódzkie, dalej 3) zapewnić sejmikom udział w ustawodawstwie, o ile chodzi o sprawy lokalnego znaczenia. 4) Nareszcie należy nadać radom wojewódzkim udział w sprawowaniu administracji państwowej W obrębie województwa i nadzór naczelny nad administracją samorządową w jego granicach. Wprowadzając takie samorządy wytwarzamy ramy, które pozwolą każdej dzielnicy Rzeczypospolitej Polskiej rozwijać się i żyć stosownie do potrzeb lokalnych ku zadowoleniu mieszkańców i na korzyść Rzeczypospolitej Polskiej. W ten sposób przyczynimy się do zatarcia różnic dzielnicowych, które wywołują często zbyteczny rozdźwięk wewnętrzny. Przyczynimy się do zmniejszenia tarć międzydzielnicowych, rozstrajających nasz ustrój polityczny. Jak w innych dziedzinach życia państwowego, tak i w dziedzinie administracji leży w gruncie rzeczy sanacja złego w obudzeniu w narodzie sił twórczych i w zużytkowaniu tych sił w interesie dobra i potęgi państwa według starego hasła: „wszystko dla ludu przez sam lud”. (Brawa).

 

Marszałek. Głos ma poseł Zamorski.

 

  1. Zamorski (s.18-34):

Wysoki Sejmie! Związek Ludowo-Narodowy nie może głosować za formułą przejścia do porządku dziennego taką, jaką postawił przewodniczący klubu ludowego „Piasta” i dlatego do tej formuły dodaje swoje poprawki z następujących powodów:

Rząd koalicyjny p. Prezesa Witosa powstał w chwilach najtragiczniejszych dla Państwa. Były to chwile, kiedy nie tylko zagranica zaczęła wątpić o tym, czy Polska może istnieć; ale kiedy także czynniki kierujące naszym narodem również zaczęły mówić o zbyt krótkiej kołdrze, która gdy się ją pociągnie na nogi, nie okryje piersi i odwrotnie, kiedy wojska nasze uciekały setki kilometrów, kiedy zdawało się, że wszystko jest stracone. Według rachuby, według reguł zimnej praktyki rzeczywiście wszystko było stracone. Ale drzemała w narodzie siła ukryta, do której dotąd nikt się nie odezwał, ażeby ją zbudzić. I wtedy na czele gabinetu stanął p. Prezydent Witos i nadał gabinetowi miano „gabinetu obrony państwa”. I przez to, że na chwilę, na jeden moment zapomniano o partiach, partyjkach i o rozmaitych innych porachunkach, przez to, że odniesiono się do całego narodu, nie pytając, jak on jest zabarwiony, przez to w tym narodzie ocknęła się ta moc i ta siła, która wstrzymała ucieczkę wojsk, która dodała otuchy kierownikom, która odrzuciła wroga precz od naszych granic, która stworzyła nową wielką armię ochotniczą. Ten jeden fakt jest najlepszym dowodem na to, jak mocno, jak potężnie w sercu większości narodu żyje ta myśl, że w chwilach przełomowych nie czas jest na waśnie partyjne, nie czas na ogradzanie swoich odrębnych ogródków, na ratowanie swoich tłumoczków, gdy okręt tonie, tylko, że wszyscy razem powinni wziąć się do pracy nad uratowaniem, a potem nad utrzymaniem państwa. (Głos z ław socjalistycznych: Do kogo Pan to mówi?). Do Was, do tych panów, co rozbijają zgromadzenia, o ile nie były przez socjalistów zwołane.

Otóż zgoda i jedność całego narodu dokazały cudu nad Wisłą. Ale zaledwie tylko niebezpieczeństwo minęło, a od razu ci, którzy są na czele, zawstydzili się tego swego ogólnonarodowego kierunku i zaczęto od razu rozwiązywać wszystkie organizacje, które powstały pod hasłem narodowym: armia ochotnicza rozwiązana, milicja obywatelska rozwiązana. Straż obywatelska rozwiązana, (Głos: Bo podatki nakładają!), rozwiązano za jednym zamachem wszystko co było narodowe, nie partyjne a zakłada się natomiast „Strzelca” partyjnego. Dlatego mamy wprawdzie uznanie dla p. Prezydenta Ministrów za to, że stanął na czele rządu narodowego, po prostu rządu: „ratunku Rzeczpospolitej”, który dzięki zastosowaniu się do tego tytułu, jaki przyjął, całą Rzeczpospolitą od klęski uratował, nie mamy też ważne zastrzeżenia. Bo oto natychmiast w ślad za uratowaniem Rzeczypospolitej przychodzi właśnie ta powrotna fala partyjna, ta fala, która zaznaczyła się także w przemówieniu przedstawiciela tego klubu, z którego wyszedł prezydent ministrów. O tej różnicy między oświadczeniem prezydenta Witosa, a słowami prezesa Klubu „Piastowców” chcę powiedzieć także słów kilka. Pan Prezydent Ministrów, powiedział tutaj w swoim exposé, że naród cały stanął do apelu, że wysiłek całego narodu uratował Warszawę, uratował Polskę, a ja dodam: uratował Europę i cywilizację europejską. Ale tuż po tym exposé przedstawiciel klubu z którego wychodzi p. Prezydent, już zaczął rewindykować tę zasługę na monopol tego, co on nazywa ludem, to jest tej części ludu, która słucha komendy tego właśnie stronnictwa. I było to tak znamienne, że my musimy zapytać się, czy klub, z którego wyszedł p. Prezydent, podziela dalej to jego ogólnonarodowe nadpartyjne stanowisko, któremu dał on wyraz w swoim exposé i w swoich licznych przemówieniach tak na Pomorzu jak i teraz, gdy z Krakowa wracał do Warszawy i gdy pewne partie żądały od niego oświadczenia, czy też ten klub powiedział, że skoro główne niebezpieczeństwo minęło, możemy już na nowo zacząć wyłącznie partyjną własną politykę. (P. Kowalczuk: Wyście podczas niebezpieczeństwa to robili). Proszę być cierpliwym, powiem i o nas, wszystkiego w jednej chwili powiedzieć nie można. Powstaje w nas ta wątpliwość i dlatego, wyrażając uznanie i zaufanie p. Witosowi, musimy porobić pewne zastrzeżenia, i zapytać, czy ten rząd pozostanie nadal tym rządem, który przyjął kiedyś markę obrony narodowej, a który w tydzień czy w parę tygodni później p. Daszyński nazwał rządem chłopskim i robotniczym, a p. Moraczewski – rządem Daszyńskiego i Witosa. (Głos na lewicy: Enfant terrible!) Za siwy i łysy jestem na enfant.

  1. Dębski przypisuje całą zasługę ludowi. Na końcu wprawdzie wspomina coś trochę o inteligencji, ażeby to oświadczenie jego tak bardzo od oświadczenia ogólnonarodowego obywatelskiego p. Witosa nie odbiegało, ale wspomina tak wstydliwie, jak gdyby chciano powiedzieć, że oto główna zasługa jest monopolem jednej tylko klasy, a gdzieś w kąciku tuli się także tzw. inteligencja. Ale muszę zauważyć, że inteligencja w 9/10 to synowie chłopa i robotnika, czyli tego ludu (Wrzawa. Głosy: My to wiemy). Warto to przypomnieć, bo się o tym zapomina, jeżeli się postponuje rolę inteligencji dlatego, że jest mniej liczna. (P. Jan Dębski: Ci inteligenci nie obrażą się, jeżeli się ich podciąga pod miano ludu). Ci inteligenci jednak nie są chłopami, ja sam chciałbym być chłopem i mieć parę mórg gruntu. (Wrzawa. P. Jan Dębski: Dla Pana lud jest chamem) Paneś to powiedział, nie ja ( Wrzawa. P. J. Dębski: Trzeba dla ludu pracować). Proszę Pana ja starszy jestem i kiedy Pan w majteczkach chodził, to ja już pracowałam z ludem i dla ludu ( Wrzawa. Głos: Gdzie Pan pracował). Na Podolu. (Głos: Wykazał Pan swoją mądrość. Siwe włosy nie dają jeszcze rozumu!) Ale świadczą o tym, że ktoś pracował. (Głos: Pracą nie jest, gdy ktoś mącił W kraju). I o tym mąceniu będzie mowa. – Proszę Wysokiego Sejmu, gdy więc ta inteligencja pochodzi w znacznej części z tego ludu, gdy ta inteligencja jest w całości synami tej ziemi, gdy ta inteligencja swój obowiązek spełniła, to mimo wszystkie przewroty, mimo wszystkie demagogie można jej również część zasługi przypisać razem z innymi, ale nie wstydzić się tego, że i ona także swój , obowiązek spełniła.

A tutaj chcę zwrócić uwagę na to, że był jeden krąg ludności polskiej, który: wypełnił więcej niż swój obowiązek, bo nie pewnego procentu dostarczył, lecz cały poszedł a o nim prawie że się nie wspomina, bo on nie jest liczny i przy wyborach nie daje potrzebnej liczby głosów: to jest młodzież polska. Ta młodzież polska cała poszła na wojnę, tę młodzież polską w znacznej części zniszczono. Ta młodzież polska w znacznej części, uległa kalectwu, zachwiała może całą swoją przyszłością. Teraz wszystkie miejsca się zapełniają tak, że gdy ona po spełnieniu obowiązku wróci, znajdzie miejsca zajęte przez tych, którzy w domu zostali. Tej młodzieży należy się hołd i uznanie. (Głos: To się dopiero nazywa demagogia). Tym matkom, które straciły swe dzieci, tutaj w Sejmie należy się cześć.

Ale p. Daszyński pojechał do Krakowa i powiedział, że Warszawę uratował sam jeden robotnik. Tak czytałem. Ja nie wiem, czy sam robotnik, bo to znaczyłoby, że inne warstwy nie współdziałały (Protesty). Tak czytałem w telegramie P. A. T., który jest przecie instytucją rządową, a pan Daszyński jest członkiem rządu. (Głosy: Ten człowiek w malignie!) Tylko robotnik uratował, innych warstw tam nie było, a my tymczasem wiemy, że tu w Warszawie na wałach stanął i kupiec i robotnik i inteligent, wszyscy stanęli. A ta część robotników, która słucha p. Daszyńskiego, sformowana w tzw. bataliony pruszkowskie, została odkomenderowana ku Krakowowi (wrzawa). Więc jeżeli p. Prezydent mówił o tym, że cały naród ma zasługi, to członek rządu tego prezydenta nie powinien tej zasługi przypisywać wyłącznie własnym zwolennikom, ażeby swoim wyborcom, swoim zwolennikom kadzić i ich robić jedynymi uszczęśliwiaczami Ojczyzny, im dawać monopol na zbawienie Ojczyzny. I dlatego proszę Państwa wśród tej orgii demagogicznej podziwiam odwagę, z jaką p. Witos dał świadectwo prawdzie (P. J. Dębski: On nie potrzebuje waszych komplementów) i nie dał się użyć za narzędzie dla tych wszystkich najrozmaitszych różnych partyjnych demagogii i obrachunków, niezgodnych z prawdą i rzeczywistością (Głos w centrum: Nie kupicie Witosa! Robiliście mu zarzuty!) Otóż zaraz powiem, co mu mam do zarzucenia (Głos: A co „Dwugroszówka” mówiła o Witosie?)

Jeżeli jednak mówimy, że cały naród spełnił swój obowiązek, to nie możemy powiedzieć, że wszystkie władze i wszystkie stronnictwa spełniły swój obowiązek (Głosy: Bardzo słusznie, Głos: Lubelski zamach stanu w Krakowie przy pomocy batalionów socjalistycznych). Proszę Szanownych Panów mam tutaj sprawozdanie tylko z ziemi łomżyńskiej i płockiej, a niezadługo będę miał sprawozdanie ze wszystkich ziem z prawego brzegu Wisły. W tych sprawozdaniach dziwnie uderza jeden moment: mianowicie urzędowi reprezentanci Zawodowego Związku Robotników Rolnych prawie wszędzie przyjmowali bolszewików bardzo życzliwie. (Głosy w centrum: Niech Pan powie, które wsie!) Zaraz będę czytał wieś za wsią. ( P. Czapiński i p. Dębski: Czy to ci, co uciekali? P. Woźnicki: Teraz wsadzono Tych denuncjantów do kozy, na przykład doktora Czajkowskiego z Ostrowia). Otóż te sprawozdania pochodzą w przeważnej części od defensywy wojskowej, o której wiadomo, że nie jest endecką. Wszędzie powtarza się ten motyw: służba zabrania właścicielowi wywieźć bydło, inwentarz, zboże. Powtarza się regularnie tu, że gdzie przyjdą bolszewicy, tamtejsi przywódcy socjalistycznych związków wstępują do rewkomu i zaczynają w imieniu bolszewików gospodarzyć, a z miejscowej ludności ściągają to, co ona ukryła. Gdy ludność sama rozebrała między siebie inwentarz dworski, oni wskazywali, co jest dworskie i pomagali zabierać bolszewikom. (Wrzawa, Głos: Nawet bratanica ks. Lutosławskiego była przewodniczącą rewkomu. Wesołość). Była i oczywista zdrada. Np. w Skępem pow. lipnowskiego dają ci ludzie znać bolszewikom, że przyjechał samochód polski z trzema polskimi żandarmami i szoferem i dają wskazówki, jak bolszewicy mają się ustawić, ażeby samochód zabrać. Przepraszam, to nie jest niewinne pójście do rewkomu. (Głos na lewicy: Co to ma wspólnego ze Związkiem Robotników Rolnych?) Służba tamtejsza to uczyniła. Ale to służba waszej partii. Waszym organizatorem był Stolnicki Józef i Kozioł W Smolewie, Waszymi delegatami Bartkiewicz i Rychnowski w Skępem.

Przytoczę tego rodzaju fakt: P. Stolnicki w Jeziorku, instruktor związków zawodowych, opowiadał, że wojska polskie nie są wojskiem rządu polskiego, lecz panów i księży, wzywał, ażeby się wszyscy stawili do rewkomu, wezwał Jana Kołomyjskiego, waszego delegata i Mańko do urządzenia rewkomu, a w dniu ustępowania bolszewików p. Mańko, chodząc z pałaszem w ręku i czerwoną opaską odbiera! od służby dworskiej krowy i odpędza je do bolszewików. Inni pokazywali bolszewikom drogi, którymi można Polaków zaskoczyć.

Inny wypadek: P. A. Borzewski sam się zamyka w domu i zaczyna się bronić przeciw bolszewikom, jak się broni stolnik z „Pana Tadeusza”. I trzeba było miejscowej ludności, żeby bolszewikom wskazali, gdzie jest nafta i dopomogli do zapalenia tej nafty, której dym zaczął dusić oblężonych. Borzewski sam się w swoim dworze zastrzelił. (P. Żuławski: Co to ma za związek ze Związkiem Robotników Rolnych? P. Ks. Mąkowski: Ja stamtąd jestem, i wiem, że wszyscy należeli do tego. P. Dreszer: Ksiądz kłamie! P. M. Seyda: Oficer broni bolszewików! P. Czapiński: Najzwyklejsze bezczelne kłamstwo. P. Sawicki: Mnie Panowie się zapytajcie, ja jestem z Płockiego). Wasz mąż zaufania Żółtowski wskazał dostęp do dworu i naftę. Ten Żółtowski jest członkiem związku służby folwarcznej. (P. Żuławski: Pokażę Panu członków Związku Ziemian, którzy byli w rewkomie) Ale nie wskazywali nafty, dymem nie wykurzali człowieka. (P. Żuławski: Mów Pan, jakie oficjalne stanowisko zajął Związek, mów Pan o stanowisku zarządu, przewodniczącego, a nie wyciągaj Pan epizodów). Rychłowski z miejscowości Skępe, powiatu Iipnowskiego przyzna się, że on miał taką instrukcję od zarządu Związku. (P. Dreszer: On kłamie, był taki sam uczciwy jak Pan). Mańko i Kołomyjski należą do Związku Robotników Rolnych (P. Żuławski: Pan należy do endecji, ale wszyscy endecy nie są takimi jak Pan i za Pańską moralność nie można ich wszystkich winić). W majątku Kownaty członkowie Związku Zawodowego Robotników Rolnych Kuchta i Butrym wydali bolszewikom właściciela Bolchowskiego i rządcę Podczaskiego (Głos: Obszarnik z Drozdowa należał także do rewkomu). Ale on nie wydał na śmierć człowieka, a tu w Kownatach, gdy bolszewicy pytali się ludzi: czy wy chcecie, ażeby rządca Podczaski był wolny? odmówili tego, wskutek tego bolszewicy zabrali rządcę i włóczyli go z sobą, a w końcu rozstrzelali w Drogoszewie. Otóż jest tu mała różnica, że jedni wstępowali do rewkomów, ażeby ratować co można a drudzy… (Wrzawa. Głos: Marchlewski ratował?) aby porachunki partyjne wedle starego zwyczaju załatwiać. (Głos: Czy pan dla ratowania życia wstąpiłbyś do rewkomu? Inny głos: Nie, ale dla ratowania obszarów, to tak. Wrzawa). Pachowski Stefan ze Wsi Borowe agitował wśród okolicznych włościan i fornali, a księdza wikarego Gregorczyka z Rzekunia nie wydobył z rąk bolszewików, to też ten ksiądz został zamordowany. Jeżeli ci mordercy nie wszyscy należą do partii, to należą do związków, które ta partia zakłada, i jeżeli trudnią się – denuncjacją swoich współbraci, to jest to owoc waszej nauki (P. Dreszer: Pan pamięta Wiśniewskiego? Czy Liga Narodowa jest za Wiśniewskiego odpowiedzialna? Wrzawa. Głos: Teraz milczy. P. Dreszer: Ja przypomnę: członek redakcji „Głosu”, Wiśniewski prowokator. Wrzawa. Głos: Swój swemu pomaga. Wrzawa). Wiśniewski był jeden, a tutaj tłum prowokatorów.

Proszę Państwa tutaj są ciekawe rzeczy. Przewodniczący miejscowej P. P .S. Józef Zaborowski w Lipnie – jest to historia znana, drukowana była W gazetach i nie spotkała się z zaprzeczeniem – ten pan proszony o to, aby interweniował w sprawie aresztowanego rodaka Starzyńskiego, odmówił tej interwencji i Starzyński został zamordowany, chociaż Zaborowski mógł interwencji udzielić, jako prezes rewkomu (Wrzawa). Potem z tym panem, aresztowanym przez sąd wojskowy, stała się rzecz taka: że jakiś oficer przychodzi do starostwa i powiada, że tego pana musi starostwo uwolnić. Starostwo oddaje go do sądu oficer przychodzi do sądu – w ogóle dzieją się jakieś rzeczy niezbadane, że ludzie upominają się o człowieka prawnie aresztowanego i nie bez podstaw podejrzanego, próbując wyrwać go sprawiedliwości (Głos na prawicy: To samo było w Rypinie).

Co gorzej, ja tu mam taki dokument z biura wywiadowczego Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich sztabu generalnego nr. 4099 (czyta):

„Aresztowany Pachowski Stefan z wsi Borawe, posiadający zaświadczenie Komendy Naczelnego Związku Obrony Ojczyzny 1. 330 z dnia 29 sierpnia r. b., nie może odpowiadać sądownie za swoją działalność w czasie inwazji bolszewickiej, ponieważ działał z polecenia władz wojskowych. Oczekuje się niezwłocznego zwolnienia wymienionego Pachowskiego i zawiadomienia o tym Naczelnego Dowództwa, Dział 2-gi P. O. W. W zastępstwie major Kieszkowski, Szef Biura Wywiadowczego”.

(Mówi). Tu człowiek staje zdumiony. Dowodzi to tego, że p. Pachowski w dniach pobytu bolszewików wysługiwał się im w ten sposób, że przez niego został stracony ks. wikary Gregorczyk z Rzekunia, a polskie władze wojskowe dopiero po odejściu bolszewików wystawiły mu dokument, że jego działalność poprzednia była zgodna z poleceniem (Głos: Hańba. Głos na lewicy: Niech Pan udowodni, że to się siało dzięki Pachowskiemu!) To jest w defensywie, w śledztwie. (Głos: śledztwo to jeszcze nie dowód).

A jeśli panom o to chodzi, to mam jeszcze inny dokument z Ministerstwa Spraw Wojskowych (Głos: I Marszałek słucha tych wywodów?) Przeczytam go. (Czyta):

„Na tamtejsze pismo z dnia tego a tego komunikuje się, że przedstawiciel Związku Zawodowego Robotników Rolnych w Kole wraz z 22 przedstawicielami i instruktorami innych rejonów związku otrzymali w drodze wyjątkowej odroczenie służby wojskowej na rok jeden, jako reklamowani przez p. wiceprezydenta Daszyńskiego” itd.

(Mówi). Otóż wtenczas, kiedy wszystkich wzywa się do służby wojskowej, kiedy ostatniego żywiciela rodziny bierze się pod karabin, wtenczas wszyscy ci panowie, którzy mają poświadczenie socjalistycznego zawodowego związku robotników rolnych, wolni są od służby na jeden rok, aby mogli szerzyć swoją propagandę. (P. Niedziałkowski:       Związek Ziemian reklamował tak samo. P. Pużak: Ja wiem o tysiącu zwolnionych przez waszych starostów! P. Arciszewski: Nasi ludzie zwolnieni tworzyli oddziały partyzanckie!) W drugim piśmie czytamy znowu: „Ministerstwo Spraw Wojskowych. Z rozkazu pana Ministra należy udzielić odroczenia służby wojskowej na jeden rok funkcjonariuszom Związków Zawodowych według załączonej listy (Polska Partia socjalistyczna, Centralny Komitet Wykonawczy, Sekretariat generalny) zawierający 46 nazwisk”. (P. Niedziałkowski: Na liście Związku Ziemian było 88 nazwisk!) Ja mam wiadomość zaledwie z dwóch powiatów, gdy będę miał więcej, to powiem. – A Więc zachowanie się władz wojskowych w tej sprawie jest dziwne i będziemy żądali wyjaśnień co do tego. Z powodu takiego zachowania się władz wojskowych, reprezentowanych w rządzie koalicyjnym,  i nie moglibyśmy wyrazić uznania i podzięki całemu rządowi dopóty, dopóki się ta sprawa nie wyjaśni. (Głos z centrum: Niepotrzebnie się Pan sili) To jest rzecz indywidualna. (Głos: Pan przywykły do tego). Zachowanie się tych władz wojskowych nasuwa bardzo poważne wątpliwości.

  1. Moraczewski, jako przedstawiciel stronnictwa, które posiada wiceprezydenta w gabinecie, powiedział, że gabinet ten właściwie przestał być gabinetem koalicyjnym naturalnie z winy endeków, a to dlatego, że ci endecy nie dotrzymali zobowiązań. (P. Moraczewski: Nie poznaję słów swoich). Ja streszczam tu jego mowę: że od samego początku endecy wojowali obelgami, zaczepkami osobistymi, itd. O to Panu chodziło. Otóż jeżeli chodzi o obelgi, to ja chciałbym odczytać kilka wyrażeń, używanych w centralnym organie partii socjalistycznej w „Robotniku”. Wybieram na chybił trafił: „spekulowano, że za pomocą cynicznej bezczelności uda się sterroryzować opinię… jest to najzwyczajniejszy szantaż polityczny… nie chcąc babrać się w cuchnącym endeckim błocie, spluwa i odchodzi. (Głosy lewicy: Słusznie). Karykaturalnie potworne, tak cyniczne wyzute ze wszelkiej moralności i zgoła nawet tak chamskie, że w odpowiedzi na to ma tylko grymas obrzydzenia” (Głos na lewicy: Pierwszy raz Pan czyta prawdę o sobie) „atak za pomocą cuchnących gazów, sztuczka wymyślniejsza, wyrafinowana, łajdacka itd. (Głosy lewicy: tak, słusznie, brawo!)

Są to wyrażenia, użyte w jednym tylko artykule, powtarzają się stale. Jeżeli te wyrażenia nie są obelgami, jeżeli to jest lojalny ideowy, zasadniczy sposób zwalczania przeciwnika, to przepraszam, ale w takim razie dyskusja się kończy. I otóż ci, którzy w ten sposób walczą, śmią zarzucać drugim, że walczą obelgami. I idzie to dalej, idzie aż do insynuacji. Umarł ś. p. Józef Mariański, zasłużony w partii: pokój jego duszy. I proszę sobie wyobrazić, że ten co pisze wspomnienia pośmiertne, nie ma szacunku dla ciała jeszcze może nie ostygłego, dla zwłok Własnego towarzysza i pisze:

„Na ustach N-dków wy kwitł radosny uśmiech: Marski zabity”.

Jest to już nie insynuacja, ale profanacja zwłok, urągowisko śmierci, byleby na przeciwnika rzucić obelgę i oszczerstwo.

Taki jest stały ton w prasie socjalistycznej. Więc jeżeli p. prezes stronnictwa socjalno-demokratycznego twierdzi, iż my nie dotrzymujemy paktu, atakując obelgami innych wystarczy tych kilka wyrazów, aby zobaczyć po czyjej stronie wina. A mogę te przykłady mnożyć, bo mam te gazety i odnośne ustępy W nich są podkreślane. Wysoki Sejm dojdzie do przekonania, iż obelgi są monopolem tamtej strony (wskazuje na lewicą).

Są jeszcze zarzuty, że my prowadzimy walkę przeciwko osobom. I znowu pytam wszystkich kolegów bez względu na ich przynależność partyjną, tych, którzy czytają gazety, czy przypominają sobie choćby jeden numer „Robotnika”, albo innej gazety lewicowej, gdzieby nie spotkali się z nazwiskami: Dmowskiego, Grabskiego, ks. Lutosławskiego, czasem Głąbińskiego, gdzie się ciągle te nazwiska przypomina i choć Dmowski już od dwóch lat ust nie otworzył, jednakże jest on ciągle refrenem przy każdej okazji. (Głos na lewicy. Jutro będzie o panu). Bardzo się cieszę, to jest bezpłatna reklama. (Głos na prawicy: Nawet śp. księdzu Skorupce nie dali spokoju po śmierci!) Tak socjaliści ciągle walczą przeciwko osobom i jeżeli mówią, że my zwalczamy osoby, to zaprawdę musimy przypomnieć łacińskie przysłowie: „Gracchi de seditione querentes“.

Zarzucano nam, że walcząc przeciwko osobom prowadziliśmy agitację w armii, ba co więcej, dawniej często, teraz rzadziej odzywają się głosy, że my przez naszą agitację wszczęliśmy w Grudziądzu bunt przeciw Naczelnemu Dowództwu. Otóż Wysoki Sejmie chcę przedstawić sprawę grudziądzką na podstawie wyciągów z protokołów sądowych. Wszyscy oficerowie przesłuchani w śledztwie przez sąd doraźny pod przysięgą zeznają, że żołnierz polski w Grudziądzu był odżywiany źle, źle zakwaterowany, chodził boso, obdarty i nawet warta honorowa przy dowództwie okręgu generalnego stała boso i w łachmanach! A równocześnie pod dowództwem gen. Roji zjechało się sporo oficerów i w tej chwili założono 10 kabaretów nocnych, do których prawie wyłącznie ci oficerowie uczęszczali. Polscy oficerowie wyrzucali pieniądze na prawo i lewo, kiedy żołnierz polski cierpiał głód i pohańbienie (Głosy: Hańba!) Na czele tego okręgu stoi generał Roja, a więc socjalista. (Zaprzeczenia na ławach socjalistycznych) Komunista – przecież napisał rozkaz, gdzie powiada, że bolszewicy spaczyli tylko wzniosłe idee komunizmu, i że on teraz ze swymi żołnierzami będzie te idee przeprowadza! w sposób nieskażony, jak tylko pokój nastanie. (Zaprzeczenia na ławach socjalistycznych. Р. Czapiński: Roja nigdy socjalistą nie był). Jest przecie wiernym druhem Naczelnego Wodza, wiernym druhem od początku „Strzelca” gdy tylko wojna wybuchła.

Otóż ci panowie oficerowie obchodzili się z żołnierzami niżej wszelkiej krytyki, wyzywali od pruskich świń. Wyzwiska od nieprawych synów, – to były pieszczoty w porównaniu z takimi słowami, których ci ludzie zapożyczyli chyba z jakiegoś słownika rosyjskiego, turańskiego czy węgierskiego, bo w żadnym języku europejskim niema takich wymysłów ohydnych, znieważających ojca, matkę, siostry, wszystkich razem. A ci żołnierze żalili się drogą służbową. Leżeli na gołej podłodze, bo choć w składach wojskowych była słoma, ale mówiono, że to prywatna własność jakiegoś żyda, dlatego tej słomy użyć nie można. Z tych żołnierzy, naigrawano się, że mówili dialektem trochę z niemiecka nadpsutym i naigrawano się w ten sposób, że czuli się w swoich sercach zupełnie poniżeni i pohańbieni (Głos: Czy Pan agituje za radami żołnierskimi?) Jeśli jest sprawiedliwość w Polsce, to rad żołnierskich nie potrzeba. A tu sprawiedliwość została im wymierzona. – Ale okazało się, że ci żołnierze są dobrymi żołnierzami, ci zbuntowani to byli żołnierze odznaczeni krzyżami „Virtuti militari”. A oto p. rotmistrz Panczenko bawił się w ten sposób, że swoje funkcje fizjologiczne załatwiał w dzień jasny pod latarnią i stawiał żołnierzy przed sobą w szeregu. I proszę sobie wyobrazić tych rycerzy „Virtuti militari”, którzy pozdrowieniem wojskowym mieli witać pojawienie się ekskrementów p. rotmistrza Czy kto zniesie taką rzecz? (Głos: Hańba). Kot i pies dobrze wychowany kryje się w pokoju, a tylko ci panowie oficerowie w ten sposób postępują. (Wrzawa, różne okrzyki). Przepraszam, wojsko całe jest pod zarządem socjalistycznym (Wrzawa, śmiechy). Najwyższą władzę w wojsku mają tylko strzeleccy generałowie.

(Głos: Czy Muśnicki i Żeligowski są socjalistami? Inny głos:            Muśnickiego: niema na froncie. P. de Rosset: Ja protestuję w imieniu moich synów, którzy są oficerami, a nigdy nie będą socjalistami. Głos: Ale pańscy synowie nie są też generałami, panie de Rosset. Inny głos: Bataliony zapasowe z Królestwa obrzucano kiszonymi ogórkami. Kto ich tak usposobił?)

Otóż ci biedni żołnierze, poniżeni we własnym swoim poczuciu ludzkim, zwracali się do władz wyższych, ale te władze wojskowe nie dały im zadośćuczynienia. Zwracali się i do posłów, których stamtąd wybrali, ale i ci mimo swej interwencji nie mogli zła usunąć. To też te skandale, jakie tam wyprawiano, doszły do zenitu, kiedy przyszła chwila najazdu bolszewickiego. Ci panowie razem z 400 pannami, a jak mówi zeznanie złożone pod przysięgą, te panny z biur umieszcza się tam przez protekcję tych rozmaitych panów a nie wedle potrzeby służby – otóż ci panowie zamiast o obronie zaczęli myśleć o dodatku ewakuacyjnym. A przed p. Roją postawiono automobil i miano się wynosić…

( Wrzawa. Głos: Nawet w bolszewickim parlamencie tak nie mówią. Wrzawa. Głosy: Wstyd! hańba!)….A dlaczego rozpowiadacie i głosicie, że był jakiś spisek endecki? Albo milczcie o tej sprawie albo słuchajcie prawdy. (Wrzawa. Głos: Pan gorszy niż bolszewik! Wielka wrzawa na lewicy i w lewem centrum. Głos: Europa jutro pisać będzie o Pańskiej mowie! Głos: Komunista, wstydź się Pan). Czynie chcecie słyszeć o panu Leonie Habsburgu? (Wrzawa). Gdybyście byli Panowie sami tego nie zażądali, byłbym sprawy nie przedstawiał. A więc bądźcie ostrożniejsi. Odpowiadam na to, że to nie są bajeczki, bo idzie o godność synów ludu. (Głos: W ten sposób brudów się nie pierze!)

A jeżeli droga służbowa nie dała rezultatów, jeżeli zwrócenie się do pomorskich posłów nie dało zadośćuczynienia, a Panowie twierdzicie, że ten bunt został wywołany przez nas, to ja muszę przedstawić, jak to było. (P. Anusz: Te rzeczy znalazły się przed sądem, Pan z materiałów sądowych komunikuje, więc sprawiedliwości stało się zadość. To są sprawy które się sądzi przy drzwiach zamkniętych, a nie publicznie. Sprawiedliwość wymierzona). Sprawiedliwości nie wymierzono, bo komendant główny został tylko tymczasowo postawiony w stan spoczynku, ale nie zrobiono śledztwa u komendanta głównego, który kazał sobie willę na koszt Państwa urządzić. (Wrzawa). Lepiej jest proszę Panów, nie postępować tak, aby potem trzeba było milczeć. (Wrzawa)… jeżeli ten pan nie został pociągnięty do odpowiedzialności, to sejmowe napiętnowanie jest jedyną drogą do zadośćuczynienia. A więc stawiam wniosek o śledztwo nad generałem Roją i proszę o poparcie!

(Wrzawa i okrzyki. I to przed plebiscytem górnośląskim!).

 

Marszałek:

Głos ma p. Zamorski. (Okrzyki).

 

  1. Zamorski:

Więc pokrywać takie rzeczy? Zwróćcie się do swoich ludzi, aby takich rzeczy nie popełniali, a gdy skandale zaszły, to trzeba je wykorzenić a nie tuszować.

Zarzucano nam także, że obrażamy Pana Naczelnika Państwa. Chciałbym przypomnieć, że według tymczasem obowiązującej uchwały, aż do dnia uchwalenia konstytucji suwerenem narodu polskiego, władzą i źródłem wszelkiej władzy jest Sejm, że więc, jeśli chodzi o osobę, która ten Sejm jako najwyższą władzę narodu przedstawia, to według tej konstytucji jest nią raczej Pan Marszałek, niż Pan Naczelnik Państwa. (P. Diamond: Może dyrektor kancelarii? Głosy na prawicy: Wiedeńska propaganda! Wrzawa na lewicy).

 

Marszałek:

„Dowcipy” p. Diamanda nie sięgają do tego miejsca. (P. Diamond. Ja sobie wypraszam takie uwagi).

 

  1. Zamorski:

Proszę Panów, ta ustawa została uchwalona także i waszymi głosami, a obywatele państwa powinni każdej obwiązującej ustawy przestrzegać. Ale lojalność nakazuje, żeby skoro się i samemu za tą ustawą głosowało, lojalnie jej wypełnienia pilnować. Tymczasem co się dzieje w Sejmie, w Waszych gazetach, w waszych przemówieniach? (Głos na lewicy: Ale to przecież wy nazwaliście ten Sejm głupim Sejmem!). Przecież zapowiedzieliście jakiś ruch za kilka dni przeciw temu Sejmowi. Zaczęliście przeciw temu Sejmowi przygotowywać jakieś strajki, a może nawet i napaści. Jeśli Sejm nie spełni woli Waszej mniejszości, w takim razie przestaje dla was być Sejmem. Ale nie, on jest nawet Sejmem wtedy, kiedy wola większości nie jest zgodna z wolą mniejszości. (Głos: Z Senatem przecież wolno walczyć). Boli was przypomnienie prawa? Otóż ci panowie zapominają o ustawie, którą sami uchwalili, a stworzyli sobie jakąś inną koncepcję, bo ona jest im dogodna i stworzyli sobie pojęcie, że majestat narodu i Rzeczypospolitej jest w osobie Pana Naczelnika Państwa. Nowa konstytucja może to przewidzieć i gdy postanowi wedle Waszego życzenia, wtedy będzie to stanowisko prawne. Ale teraz jest inaczej. Dotychczas obowiązująca ustawa tego nie przewiduje, dotychczas źródłem władzy i władzą samą jest Sejm tylko, a Naczelnik Państwa jest tylko tego Sejmu mandatariuszem. (Głos: I Wodzem Naczelnym). Co do wodza zaraz powiem.

Dalej Pan Naczelnik Państwa jest przed  Sejmem odpowiedzialny i wskutek tego trzeba mówić o pewnych czynach, które wymagają wyjaśnienia i pobudzają do krytycznych uwag. (Głos: Ale trzeba to robić w przyzwoity sposób). Zdaje mi się, że mówię w dość przyzwoity sposób. Proszę Wysokiej Izby, kiedy się mówi o Naczelniku Państwa dodają zaraz niektórzy, że „jest także i Wodzem Naczelnym”. Tak, ale Wódz Naczelny zawsze i wszędzie na całym świecie jest odpowiedzialny nie tylko przed Sejmem ale i przed każdorazowym rządem. (Głos: Ale nie przed „Dwugroszówką”). „Dwugroszówka” podsuwała pod rozwagę Rządowi rzeczy, które powinny wzbudzać krytyczne uwagi. (Głos: Wyście szerzyli popłoch). Proszę nie powoływać się na to, co mówili i co mówią ludzie, którzy się boją, a którzy są międzypartyjni, bo w każdej partii znajdzie się taki strachajło, który opowiada cuda, ale za takie opowieści trudno winić stronnictwo. Co innego jeżeli się coś pisze w gazetach. Otóż przypominam, że z chwilą kiedy zagroziło niebezpieczeństwo Rzeczypospolitej my zamilkliśmy, nie pisaliśmy o tych rzeczach, o których pisać mogliśmy, i o których pisać, możeśmy byli powinni, ale które mogły wywołać niepożądane echo pośród wojsk.

Proszę sobie tylko przypomnieć. Czytaliśmy np. gazety niemieckie, gdzie było pisane, że przygotowana ofensywa polska przeciwko bolszewikom nie rozpoczęła się dlatego tylko, ażeby bolszewikom ułatwić pokonanie Judenicza. My o tym wiedzieliśmy, lecz nie poruszaliśmy tej sprawy, ażeby nie wywołać niepokojów. A czy Panowie czytali nr. 48 „Die Zukunft” (Cios: Nie). Szkoda, jest w Sejmie i można go przeczytać, tam powiedziano, że bolszewik Marchlewski był u Naczelnego Wodza i skutkiem tego ofensywa prawie rozpoczęta została powstrzymana, ażeby bolszewikom dać zwycięstwo nad czarnosecinnym Denikinem. My to wiedzieliśmy, aleśmy tego nie poruszali (P. Diamond: a Pan chyba nie wiesz co to jest „Zukunft”, jeżeli pan się powołujesz na to pismo jako na powagę). I Radek Sobelsohn radio telegrafował to samo po świecie, a my choć mieliśmy obowiązek zapytać Rządu dlaczego ofensywy zaniechano, nie pytaliśmy ażeby nie wywołać przygnębienia i rozpaczy wśród wojska. (P. Diamond: Mogłeś Pan wysłać list przez Marszałka).

Marszałek:

Przywołuję posła Diamanda do porządku.

(Poseł Diamond: Słusznie).

 

  1. Zamorski: Ale myśmy się nie pytali (Głos na prawicy: Wetujecie sobie teraz). Skoro pokój nastał musimy się o to zapytać, bo gdyby to prawdą było, to nie potrzebny byłby ten geniusz, o którym mówił p. Moraczewski; bo wojna mogła się była skończyć już przed kilku miesiącami bez ucieczki z nad Berezyny i Dniepru nad Bug i Wisłę. (P. Anusz: I Pan w to wierzy?) Ale dopóki trwała wojna nie pytaliśmy. Takie rzeczy porusza się w interpelacjach, we wnioskach nagłych, ale nie w prywatnych listach, a myśmy przez cały czas tego rodzaju interpelacji, ani wniosków nagłych nie stawiali. (Wrzawa na lewicy. Głos w centrum: Myśmy do armii naszych synów postali nie po to, by ich szkalować). Wszyscy posłali swoich synów (Wrzawa na lewicy. Głos: Będzie demobilizacja, to żołnierze wam pokażą! Daj Pan już spokój!) I dalej proszę sobie wyobrazić, że od chwili zwycięstwa cała gospodarka przestała być gospodarką bezpartyjną państwową, lecz jest gospodarką partyjną. Wskutek tego mamy prawo zapytać się, czy ten rząd istnieje jeszcze jako koalicyjny, czy nie? Czy ten rząd, jako rząd koalicyjny, chce zająć się teraz pracą nad spokojem, nad tym, co p. kolega Dębski nazwał wywalczeniem pokoju, czy też chce wywołać teraz jakieś zamieszanie, jakąś rewolucję, czy jakiś przewrót, który by całą Rzeczpospolitą Polską teraz do zguby i przepaści doprowadził.

Zakłada się Strzelca i daje się temu strzelcowi broń wojskową. (Głosy: Dlaczego Grabskiego nie weźmiecie z Rządu?) On bronią nie rozporządza. (Głosy: A kto w Rządzie?) Chcemy się dowiedzieć wszystkiego i wycofać go jeśli się okaże, że wasi ministrowie rozbijają koalicję. (Głosy: Z Bogiem, nie będzie takiej kompromitacji jak w Spa). I o Spa mogę powiedzieć, ale będziecie wołali, że to jest prowokacja. (Głosy: Nie, tylko prawdę niech Pan mówi!) Proszę sobie przypomnieć, że pan Patek dał do wiadomości zagranicznym mocarstwom, że jego warunki pokojowe żądać będą od bolszewików, ażeby wyrzekli się granic z roku 1772. I Pojechał po to do Paryża i Londynu i w Paryżu i Londynie powiedziano mu gorzkie słowa prawdy, które ja wyczytałem w późniejszej relacji Lloyda George’a. I powiedział Lloyd George, że to czego żąda Polska jest awanturą, imperializmem, że jeśli Polska tego rodzaju warunki stawiać będzie, to niech się liczy z tym, że zostanie osamotniona i że nie może liczyć na niczyją pomoc. I pan Patek przyjechał i tego nie powiedział ani Sejmowi ani Rządowi, tylko jednemu Naczelnikowi Państwa. I gdy musieliśmy uciekać z Kijowa, pojechał Patek prosić o pomoc (P. Niedziałkowski: I cóż jesteśmy winni?) Żądaliście, ażebym o Spa mówił, do Spa dochodzę. Przez parę tygodni p. Patek nie mógł nic uzyskać ponieważ był tą samą osobą, która nie słuchała upomnień, wskazówek i rad, która żalem nie mogła traktować o pomoc W nieszczęściu, jakie na państwo ściągnęła przez swoją nieopatrzną politykę, sławioną jako polityka samodzielna. „Masz czegoś chciał”, odpowiadano mu słusznie.

I wtedy dopiero Naczelne Dowództwo i rząd poleciły p. Grabskiemu wyjechać (Głosy na lewicy: Nieprawda! A co się stało z cukrem? A co się stało ze Śląskiem Cieszyńskim, Spiżem i Orawą?) Wysłano go i on pojechał upełnomocniony, pojechał na życzenie Naczelnego Dowództwa (Głos: Tylko Rada Obrony Państwa mogła go upoważnić, a on nie miał tego upoważnienia). On nie widział jaki jest stan wojskowy, bo nie jest wojskowym i musiał wierzyć Naczelnemu Wodzowi, że ten stan jest rozpaczliwy.

(Głos: Mów pan o upoważnieniu!) Upoważnienie miał od Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, bo położenie było bardzo krytyczne. Za to więc co robił w Spa, jest odpowiedzialny z nim i za niego Naczelnik Państwa. Proszę tej rzeczy nie nadużywać i nie przekręcać.

Kończąc, zaznaczam, że my byśmy chcieli, ażeby do pracy nad zdobyciem pokoju został powołany cały naród. Jeśli w tak przełomowym momencie, jak chwila, w której zdawało się, że naród, cała Polska i wolność zaginęły, okazało się, że środek ratunku leży w tym, ażeby odezwać się do całego narodu, to teraz gdy nasze sprawy zagraniczne źle stoją, gdy najpiękniejsze perły ziemi i narodu polskiego są prawie zakwestionowane, potrzeba nam koniecznie jedności i wysiłku całego narodu. (P. Czapiński: Pan był komisarzem na Śląsku) Zdaje się, że socjaliści byli ze mnie zadowoleni. (P. Czapiński: Bardzo!) Trzeba tylko przeczytać gazety z owego czasu, kiedym był komisarzem i wasze gazety bardzo pięknie o mnie pisały (Głos: Teraz Pan psuje tę, dobrą opinię) Bo się o Śląsku teraz nie mówił. Bardzo dziękuje, że Pan Kolega dał świadectwo prawdzie, że miałem wtedy dobrą opinię.

Stoimy nad brzegiem przepaści finansowej – nad ruiną (Głos na lewicy: Gdzie jest minister Grabski?) Administracja nasza jest straszna (Głos: Gdzie jest p. Skulski?) Wojsko Wymaga reorganizacji. (P. Czapiński: Ale wojsko obroniło Ojczyznę) ale reorganizacji wymaga (Głosy na prawicy: Słusznie). Aprowizacja przedstawia się dzisiaj katastrofalnie. (Głos: A co ten chudy minister ma zrobić, kiedy panowie obszarnicy nic nie dajecie). Ja nie obszarnik, ani nawet nie chłop. W takich warunkach ocalenie państwa może być uskutecznione tylko wtedy, jeśli wszyscy skupią się razem, czyli jeśli powstanie rząd prawdziwie koalicyjny, w którym ludzie będą mieli na celu ratowanie państwa, a zapomną o interesach partyjnych. Może być, że wspólnymi wysiłkami uda się uratować kraj, który rzeczywiście stoi nad przepaścią. I dlatego, gdy takie wątpliwości nam się nasuwają, gdy po tych rozmaitych oświadczeniach nie wiemy, czy ten rząd swój charakter koalicyjny nadal utrzymuje,, czy go traci, albo stracić zamierza, my musimy wprawdzie wyrazić uznanie mu, za chwilę obrony państwa, za uzyskanie pokoju, ale zażądamy, aby ten, rząd, który był zajęty bardzo mocno tymi właśnie sprawami wojny i pokoju, i który naprawdę nie mógł zajrzeć w sprawy wewnętrzne, w sprawy wojska itd. itd. w te sprawy wejrzał, żeby wewnętrzną agitację ukrócił, żeby także administrację uporządkował, wojsko zreorganizował. Przy wszystkich czynach, w których chodzić I będzie o dobro państwa, my bez względu na to czy będziemy reprezentowani w tym rządzie czy nie, popierać go będziemy, jeżeli rząd weźmie sobie za cel ratunek państwa. Dlatego stawiam następujące poprawki do wniosku p. Dębskiego (czyta:)

„Oświadczenie P. Prezydenta Ministrów posła Witosa” – tu wstawiam: „o wysiłkach rządu celem doprowadzenia wojny do szczęśliwego zakończenia i do honorowego dla Polski pokoju”, i dalej, jak we wniosku p. Dębskiego:

„Sejm przyjmuje z uznaniem do wiadomości, po czym dodaję:

„Wyrażając nadzieję, że rząd zabierze się obecnie energicznie do uporządkowania stosunków wewnętrznych, do złamania czynników rozkładowych w kraju (Głos: Endecji!)—strajku kolejowego i demonstracyjnego myśmy nie zrobili – (czyta dalej) i do stworzenia warunków, zabezpieczających społeczeństwu swobodny i zdrowy rozwój jego sił twórczych.“

Ponieważ to jest poprawka do wniosku p. Dębskiego, zatem według regulaminu głosowanie odbędzie się najpierw nad ni. Gdyby ta poprawka upadła, to my wstrzymamy się od głosowania. (Głos: My damy poprawkę do poprawki).

Sponsorzy:

Muzeum Historii Polski Patriotyzm Jutra

Dofinansowano ze środków MHP w ramach programu „Patriotyzm Jutra”

Teksty prezentowane na niniejszej stronie są dostępne na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa – 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej i Autorów tekstów.

Ilustracje, design: Stereoplan