Kryzys moralności publicznej

Feliks Młynarski

Feliks Młynarski

Feliks Młynarski

1884-1972, polityk, czołowy ekonomista II RP, myśliciel polityczny.

Wojna światowa zmobilizowała po raz pierwszy w dziejach całe narody. Powszechny obowiązek służby wojskowej stał się po raz pierwszy dosłownie powszechnym. Wcielono w szeregi nie tylko młodzież od granicy dzieciństwa, ale i wszystkie roczniki wieku dojrzałego, aż do granicy starości.

Feliks Młynarski

Feliks Młynarski

1884-1972, polityk, czołowy ekonomista II RP, myśliciel polityczny.

Nawet kobiety w znacznym stopniu zostały ogarnięte tym nowym procesem. Skutkiem tego zaś przez kilka lat wojennych całe społeczeństwa przyzwyczajały się stopniowo do życia i działania na zasadach ślepego posłuszeństwa rozkazowi: nie tylko na froncie walki, ale i na tyłach, na froncie gospodarczym, nie mniej ważnym od linii bojowej.

Znana jest powszechnie obserwacja historyczna, że zmiany w formach organizacji wojskowej zawsze wywierały duży wpływ na formy życia politycznego. Zastąpienie rycerstwa średniowiecznego przez armie zawodowe, najemne, zadecydowało o powstaniu państw nowożytnych. Konskrypcja roczników młodzieży przez rewolucję francuską, udoskonalona szybko przez pruską koncepcję obowiązkowej służby wojskowej, nie tylko odegrała decydującą rolę w wojnach napoleońskich, ale stała się również sprzymierzeńcem demokracji, zbudowanej na zasadach tej rewolucji. Militaryzm epoki napoleońskiej służył bezpośrednio celom wojennym, a pośrednio szczepił i roznosił po całej Europie nowe pojęcia i formy polityczne. Nie mogła więc bez gruntownego wpływu przejść i nowa, radykalna zmiana w organizacji militarnej, którą stworzyła wojna światowa. Tym bardziej, że raz stworzona, nowa forma militaryzmu rozwija się dalej i utrwala. Wszędzie obok regularnych armii organizują się wszelkiego rodzaju związki byłych wojskowych, wszędzie rządy dbają o powszechne przysposobienie wojskowe młodzieży i kobiet, nigdzie nie brak tendencji do trzymania całego społeczeństwa w ciągłym ćwiczeniu i pogotowiu.

Militaryzm XIX w., rozumiany jako powszechny obowiązek służby wojskowej młodzieży, przetworzył się pod wpływem wojny światowej w system militaryzmu totalnego, wciągającego całe społeczeństwo w permanentną organizację obrony czy walki. Nauka wojny światowej nie poszła w las. Zasada rozkazu, zasada dyscypliny, zasada chodzenia wszystkich w szeregu i wdrażania się do ślepego posłuszeństwa stała się zasadą dominującą. Już postęp techniczny XIX w. zmuszał człowieka do posłuszeństwa maszynie w skomplikowanym procesie produkcji maszynowej, mechanicznej. Szybki rozwój miast i proces urbanizacji naszego życia w skali dawniej nieznanej również powoli wdrażały coraz szersze warstwy do schematyzmu życia. Dopiero jednak totalny militaryzm w pełni przyśpieszył i rozwija nadal mechanizację społeczeństwa.

W atmosferze totalnego militaryzmu i przy pomocniczym wpływie coraz wyraźniejszej przewagi maszyny nad robotnikiem oraz wszelkiego rodzaju metod naukowej organizacji pracy – człowiek coraz bardziej jest spychany do roli narzędzia, śruby czy kółka. Niwelowanie indywidualizmu na rzecz schematyzmu stało się prądem modnym, popularnym. Człowiek nie tylko stał się „niewolnikiem maszyny” w produkcji gospodarczej, ale staje się nim również w życiu państwowym. Cywilna zasada kierownictwa ustępuje miejsca zasadzie komendy, zapożyczonej z organizacji wojskowej i przerzucanej na wszystkie dziedziny życia.

Nie jest rzeczą przypadku, że Mussolini [Der Faschismus, München 1933, s. 25] określił faszystowskie pojęcie indywidualizmu, jako „potęgowanie” jednostki „przez liczbę jej towarzyszy”, podobnie jak w pułku „indywidualność szeregowca potęguje się wyłącznie liczbą żołnierzy”. Lepiej to jeszcze wyraził Roehm w swojej własnej biografii z końca 1933 r.: „w państwie silnym żołnierz musi zajmować pierwsze miejsce”. A chociaż rok później załatwił się z nim Hitler w krótkiej drodze, bez sądu i bez możności obrony, nie zmienia to postaci rzeczy, jeżeli chodzi o trafność oddania „ducha czasu”, jak zwykliśmy mówić, gdy brakuje nam konkretnej myśli i pustkę głowy chcemy zasłonić wielkim frazesem.

Nie łudźmy się. Treścią „ducha czasu” jest zamiłowanie do degradowania jednostki w imię wyższości grupy. Jest to wtórny, niezamierzony owoc totalnego militaryzmu na gruncie przygotowanym przez maszynę w przemyśle i niezdrowe rozmiary urbanizacji w stuleciu kapitalizmu. Militaryzm rewolucji francuskiej mógł być sprzymierzeńcem demokracji, bo był tylko częściowy, był szkołą przejściową dla młodych pokoleń, równając je wobec prawa i służby. Militaryzm totalny musi być wrogiem demokracji, bo jest totalny: ogarniając wszystkich, ogarnia zarazem wszystko i wobec tego nie może tolerować, aby jakaś dziedzina życia wyłamywała się spod zasad dyscypliny i komendy.

Z powyższego punktu widzenia przestaje być tajemnicze powodzenie wielkich rewolucji politycznych, które po wojnie światowej już się dokonały w kilku państwach, a wszędzie indziej znajdują mniej lub więcej licznych entuzjastów. Przeżyliśmy ich trzy: bolszewizm, faszyzm i hitleryzm. Owocem ich stał się renesans państwa totalnego, organizującego całość życia z góry, w imię wyższości grupy nad jednostką. Militaryzm totalny przygotował, jak widzieliśmy, atmosferę dla zwycięstwa takiej koncepcji. Kto jednak odegrał rolę właściwego konstruktora? Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że rolę tę spełnił socjalizm przez swoją naukę o państwie i władzy.

Socjalizm był bratem przyrodnim liberalizmu. Obie ideologie zrodziły się mniej więcej równocześnie i równolegle rozwijały się poprzez doświadczenia ubiegłego stulecia. Liberalizm był afirmacją porządku kapitalistycznego. Socjalizm był tego porządku negacją. Luźne i często sprzeczne pierwiastki myślowe socjalizmu doczekały się jednak mocnej syntezy, przeprowadzonej przez Marksa i Engelsa. Zostawmy w tej chwili na boku momenty gospodarcze i społeczne. Chodzi tymczasem o koncepcję państwa i władzy politycznej. Manifest komunistyczny, natchniony przez „wiosnę ludów” w połowie ubiegłego stulecia, dał pod tym względem niedwuznaczne, jaskrawe wskazania.

Państwo zostało przez marksizm ogłoszone, jako organ ucisku jednej klasy przez drugą. Środkami są tu wojsko, policja i wszelkiego rodzaju przymusowe urządzenia, których istotą jest przemoc jednych nad drugimi. Celem socjalizmu miało być zgniecenie klasy burżuazyjnej przez zwycięską rewolucję proletariatu. Następstwem takiego zwycięstwa miała być dyktatura proletariatu.

Jasność powyższej doktryny została później przyćmiona przez kompromis socjalnej demokracji z systemem demokracji parlamentarnej. Kompromis ów jednak nie był celem, lecz środkiem do celu, wskazanego przez Marksa i Engelsa. Przypomniał to dobitnie Lenin, a gdy ręka niemiecka rzuciła go na arenę, wcielił w czyn swoją ewangelię. Pomijając bowiem momenty społeczne i gospodarcze, bolszewizm przede wszystkim urzeczywistnił koncepcję dyktatury proletariatu. Wobec tego zaś, że sam proletariat był rozbity na odrębne grupy przekonaniowe, Lenin utożsamił proletariat z własną partią komunistyczną. Socjaliści innych odcieni byli tępieni na równi z burżuazją.

Zasada dyktatury partyjnej jest, jak stwierdziliśmy wyżej, najistotniejszym i najtrwalszym składnikiem dzieła, dokonanego przez bolszewizm. Jest to główna idea polityczna zwycięskiego bolszewizmu. Lenin zebrał żniwo cudzego posiewu. Zastał grunt przygotowany przez maszynizm, urbanizm i militaryzm, zwłaszcza totalny, zrodzony w dymach ostatniej wojny światowej. I właśnie fakt, że bolszewicka koncepcja państwa-siły w rękach dyktatury grupowej znalazła grunt moralnie i psychologicznie przygotowany, – wyjaśnia jej powodzenie w całym świecie. Faszyzm i hitleryzm walczą bezwzględnie, bezlitośnie z komunizmem, jako społecznym i gospodarczym poglądem na świat, ale stosują mimo to bolszewicką koncepcję państwa i władzy politycznej. Byłby to niezrozumiały paradoks, gdyby nie ów „duch czasu”, który zrodził się z maszynizmu i urbanizmu, a głównie z militaryzmu totalnego ostatniej wojny światowej. Faszyzm i hitleryzm nie naśladują świadomie bolszewizmu, jako politycznej koncepcji, ale poszły z prądem, słuchając „ducha czasu”. I dlatego właśnie kryzys moralny powojennego świata był równie silnym ich sprzymierzeńcem, jak wcześniej Lenina i jego towarzyszy.

Modne dzisiaj państwo totalne jest dziełem grup wyzyskujących moralne konsekwencje militaryzmu totalnego. Skutkiem tej genezy, sens przesilenia musi polegać na gloryfikacji stada, degradacji jednostki, na ujarzmianiu wszelkich dziedzin życia przez zasadę autorytetu, organizującego wszystko z góry i wymagającego ślepego posłuchu od wszystkich i dla wszystkiego. Bo chociaż w teorii hitleryzm głosi, że „obowiązkiem państwa jest przestrzeganie prawa” [dr. Helmut Nicolai, Der Staat im nationalsozialistischen Weltbild, Leipzig 1934], nie przeszkodziło to Hitlerowi w znanej rzezi czerwcowej, kiedy bez sądu zlikwidował Roehma, Schleichera i wielu innych – wiernych i niewiernych jednako. Nie inaczej urządził się Stalin w tym samym roku, po zabójstwie Kirowa. A „nieznanych sprawców” takich egzekucji ciemnych, bezprawnych, nie brakowało i gdzie indziej.

W atmosferze totalizmu państwowego nie jest również rzeczą przypadku, że odżyła idea „racji stanu”, ulubiona formułka oświeconego i nieoświeconego absolutyzmu wszystkich czasów. Gloryfikatorem jej był Machiavelli, ponieważ wierzył, że ludzie są z natury źli i że cel winien uświęcać środki. Symbolem praktycznego zastosowania tej idei stała się później Bastylia. Dzisiaj mamy obozy koncentracyjne. Jest to zjawisko naturalne, ponieważ dyktatura była zawsze i musi być koncepcją władzy, stojącej ponad prawem. Wobec tego musi ona naginać prawo do rzekomych konieczności państwowych, nazywanych uroczyście racją stanu. Wyniesiony zaś ponad prawo na tarczy swoich pretorianów dyktator zawisa w powietrzu i odpowiedzialność swoją może następnie legitymować tylko metafizycznie, ponieważ przestaje być odpowiedzialny na ziemi. Richelieu [cytuje Albert Sorel w Obyczajach politycznych, Warszawa 1918, s. 9] niegdyś głosił, że królowie podlegają tylko Bogu, bo On wyłącznie posiada znajomość ich czynów. Nie inaczej pisze dzisiaj Sombart [Deutscher Sozialismus, 1934, s. 213], że kto zrozumiał istotę „Führerprinzip”, ten musi wierzyć „w dalszy ciąg objawienia”, i że natchnienia swoje dyktator „może tylko od Boga otrzymywać”. Tak żałosny jest koniec wielkiego uczonego pod wpływem ducha czasu.

W okresie reakcji ponapoleońskiej, gdy zmęczyły się nerwy Europy i minęło pierwsze upojenie szałem wolności, rzucił Metternich hasło: „wszystko dla ludu, nic przez lud”. Spuścizna ideologiczna Metternicha może dostarczyć wielu wzorów dzisiejszym gloryfikatorom wszechwładzy państwa i zasady rządów autorytatywnych. Przyszła jednak reakcja na reakcję i „wiosna ludów” przywróciła świeżość sztandarom demokracji. Na polu bitwy pod Gettysburgiem Abraham Lincoln, najpiękniejsza postać Ameryki Północnej, dał znaną odpowiedź Metternichowi, rzucając wiekopomne hasło rządów „z ludem, przez lud, dla ludu”. Wiek XIX był wiekiem zmagania się tych dwóch zasad rządzenia państwem. W spadku po XIX w. wybór jednej zasady lub drugiej staje i przed naszym pokoleniem. Przewaga tymczasowa zdaje się sprzyjać tradycji Metternicha. Naprzód Lenin, a następnie Mussolini i Hitler usiłują zlikwidować tradycję Lincolna na korzyść zasad „świętego przymierza” w rządzeniu narodami.

Przedwcześnie byłoby dzisiaj jeszcze przesądzać ostateczny wynik wielkiego sporu dziejowego. Ustalmy jednak odpowiedzialność za renesans państwa totalnego i grzebanie demokracji.

Pierwiastki wszechwładzy państwa, zbudowanego na zasadach dyktatury grupowej, tkwiły w Manifeście komunistycznym. Faktu tego nie może zrównoważyć pro-demokratyczne nastawienie późniejszych partii socjalno-demokratycznych, partii kompromisu. Socjalizm, jako kierunek ideologiczny, nie był w założeniach politycznych przyjacielem demokracji, jako poglądu na świat, lecz jej wrogiem. Czyż nie występował przeciw zasadzie większości parlamentarnej, jako podstawie rządów, przeciw niezależności sądów, przeciw wolności innej, niż wolność partii komunistycznej? Lenin stale zapowiadał [Państwo i rewolucja, Warszawa 1919, s. 63] „zawojowanie demokracji”, jako cel rewolucji, i krwawo dotrzymał słowa.

Na gruzach partii socjaldemokratycznych triumfuje dzisiaj marksowska koncepcja państwa totalnego, antydemokratycznego, zbudowanego na zasadzie dyktatury partyjnej. Jest to jeden z ważniejszych paradoksów naszej epoki.

Rozumiemy teraz genezę współczesnego kryzysu moralności publicznej. Pierwszą przesłanką był totalny militaryzm. Drugą stało się totalne państwo. Istotą zaś jest dążność do niwelowania indywidualności na rzecz schematyzmu stada. Z tego stanowiska muszą koszary stać się wzorem wszelkiej organizacji życia zbiorowego. Podobnie narzuca się z logiczną koniecznością panowanie biurokracji, wyzwolonej spod kontroli parlamentarnej. Pojęcie państwa jest bowiem wyrażeniem ogólnym. W rzeczywistości działa rząd i urzędnicy. W teorii mówi się: państwo, w praktyce istnieje tylko wszechwładza rządu i podwładnych urzędników.

Konsekwencje takiego poglądu na świat mają i muszą mieć zasięg szerszy, niż sfera stosunków czysto politycznych. Nie tylko ogranicza się prawa konstytucyjne obywateli, pozbawia sądy niezawisłości, znosi kontrolę parlamentarną nad finansami i w ogóle likwiduje urządzenia demokratyczne. Apetyty rosną. Z tego samego punktu widzenia gospodarstwo musi również być planowe, z góry dyrygowane, prasa – skrępowana, propaganda – urzędowa, wychowanie – „państwowe”, czyli również urzędowe. Nawet szkoły akademickie podlegają skoszarowaniu. Wolność nauki, jedna z najpiękniejszych zdobyczy cywilizacji, okupiona wiekami prześladowań, zanika stopniowo, bo i w tej dziedzinie zawieszono tu i ówdzie groźbę zesłania do obozów koncentracyjnych.

 

 

* * *

 

Feliks Młynarski (1884-1972) – ekonomista, myśliciel i działacz polityczny. Urodził się 20 listopada 1884 r. w Gniewczynie Łańcuckiej. Do gimnazjum uczęszczał w Sanoku. Ukończył studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1911 r. pod pseudonimem Jan Brzoza wydał pracę Zagadnienie polityki niepodległości. W II Rzeczypospolitej należał do czołowych ekonomistów – m.in. współpracował z Władysławem Grabskim przy reformie walutowej 1924 r., współtworzył Bank Polski SA, będąc jego wiceprezesem do 1930 r. Prowadził także działalność polityczną, m.in. w ramach Frontu Morges. W okresie międzywojennym opublikował dwie ważne książki – Człowiek w dziejach. Jednostka-państwo-naród (1936) i Totalizm czy demokracja w Polsce (1938) – w których ukazał swoją wizję polityki narodowej tzw. nacjokratyzmu, osadzoną w ówczesnych realiach rosnącej popularności systemów dyktatorskich – faszyzmu, nazizmu i komunizmu. Był przeciwnikiem etatyzmu, a jego przejawy dostrzegał także w gospodarkach uchodzących za kapitalistyczne. W czasie II wojny światowej stanął na czele utworzonego decyzją Hansa Franka Banku Emisyjnego w Polsce, który emitował pieniądze dla Generalnego Gubernatorstwa (zwane potocznie „młynarkami”). Władze okupacyjne przystały na warunki Młynarskiego, aby napisy na banknotach były w języku polskim i by w nazwie banku pojawiało się słowo Polska. Przyjęcie propozycji niemieckiej poprzedziły jego konsultacje z podziemiem i rządem gen. Władysława Sikorskiego, z których strony zyskał akceptację. Mimo to po wojnie fakt bycia prezydentem Banku Emisyjnego w Polsce stał się powodem oskarżeń o kolaborację, które – mimo iż wszczęte przeciw niemu dochodzenie umorzono jeszcze w 1946 r. – utrudniły karierę akademicką Młynarskiego w PRL. Nie mógł dostać etatu profesorskiego, został natomiast dyrektorem biblioteki krakowskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej. Zmarł 13 kwietnia 1972 r. w Krakowie.

 

Prezentowany fragment pochodzi z książki Człowiek w dziejach. Jednostka-państwo-naród, Warszawa 1936, s. 14-21.

Sponsorzy:

Muzeum Historii Polski Patriotyzm Jutra

Dofinansowano ze środków MHP w ramach programu „Patriotyzm Jutra”

Teksty prezentowane na niniejszej stronie są dostępne na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa – 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej i Autorów tekstów.

Ilustracje, design: Stereoplan